Żyj, jak lubisz! Wywiad z Ewą Kasprzyk
Tekst ukazał się w magazynie PANI nr 6/2022.
Trzy lata temu postanowiła zmienić w swoim życiu wszystko. Dziś Ewa Kasprzyk ma nowego partnera, nowy dom i wiele nowych ról do zagrania. Mówi: – Zawsze idę na całość. Nie da się być trochę w ciąży!
PANI: „Ewa, pierwsza dama Raju” – takie zdanie przeczytałam na murze, jadąc pociągiem przez Śląsk.
EWA KASPRZYK: Piękne...
Też tak pomyślałam, ale chyba trochę oderwane od kobiecej rzeczywistości.
Ostatnio kręciłam dwa seriale, wstawałam o piątej. Spóźniłam się na nasze spotkanie, bo przeciągnęły się próby do programu, a jak skończymy rozmawiać, pędzę na nagranie audiobooka. Nie zdążyłam nic zjeść, odpadły mi paznokcie, ale nie mam kiedy zrobić…(śmiech) Czasami zapominam, że jestem kobietą. Wydaje mi się, że jestem pracownicą. Pszczółką, która cały czas się uwija, żeby wyprodukować miodek. Mogłabym odpuścić, powiedzieć sobie: „Już się nagrałam. Teraz odpoczywam”, ale mnie to nie dotyczy. Może chodzi o chęć udowodnienia sobie i innym, że życia kobiety, aktorki nie definiuje PESEL? Wpojono mi, że człowiek, który stoi w miejscu, więdnie. Gdybym uznała, że wszystko, co fajne, już mi się przydarzyło, to po co żyć? Kiedy rano wstaję, lubię mieć świadomość, że będę musiała o coś powalczyć.
Ja też. To mi dodaje energii na dzień dobry.
No właśnie! A z drugiej strony znam ludzi, którzy marzą tylko o tym, żeby dociągnąć do emerytury, a potem uprawiać ogródek. I są w tym szczęśliwi. Kwestia wyboru, wrodzonych predyspozycji. Przez większość życia nie miałam ogródka. Teraz mam, bo pół roku temu przeprowadziłam się na wieś. Ale do głowy mi nie przyszło, żeby tam sadzić warzywne zagony. Obserwuję wiewiórkę, która skacze po drzewie, daję jej orzeszki, chodzę z psem na spacer do lasu, budzi mnie śpiew ptaków, wsłuchuję się w ciszę. Zabawne, bo na początku ta cisza mnie przerażała. Wprowadziłam się tego domu w najgorszym momencie, był grudzień, o godzinie 15 robiło się ciemno i ciągle padał deszcz. Za płotem czarny las. Koszmar! To był kolejny etap w moim życiu, kiedy zaczęłam od zera.
Wiem i zastanawiam się: to głód czy apetyt na życie?
Głód to mam teraz, bo od rana nic nie jadłam. (śmiech) A na poważnie… nie wiem. Te wywiady są najgorsze, bo trzeba się zdefiniować, nazwać różne rzeczy, co nie jest proste. Głód jest zachłanny, niemal zwierzęcy, trzeba go natychmiast zaspokoić, więc pozwoli pani, że zamówię sobie stek z sałatą. Apetyt jest bardziej elegancki. Kojarzy mi się z czereśniami. Apetyt, czyli smakowanie. Nigdy nie bałam się podejmowania radykalnych decyzji. Mam to w naturze. Jestem zodiakalnym Koziorożcem, który cały czas musi dążyć do celu, ale często dociera tam, gdzie inni nie dają rady. Jako kozica umiem kopnąć. Rogi też mi przez lata wyrosły, mogę nimi przywalić, metaforycznie oczywiście. (śmiech) Z Gdyni do Warszawy przeprowadziłam się po czterdziestce. Miałam swoją publiczność, byłam gwiazdą teatru Wybrzeże, grałam w filmach, żyć nie umierać i odcinać kupony, ale…
To nie dla pani!
To nie dla mnie. Denerwowało mnie, że wszystko w moim życiu stało się takie przewidywalne, monotonne, schematyczne, znane, dostępne. Któregoś dnia zadzwonił do mnie Edmund Karwański, dyrektor teatru Kwadrat: „Pani Ewo, mam dla pani rolę w «Złodzieju». Grają Kobuszewski, Kopiczyński i Wawrzecki oraz pani z Renatą Dancewicz. Czekam na panią w Warszawie”. Decyzję podjęłam w sekundę. Mąż trochę kpiąco, jak to inżynier sceptyk, mówił: „A co ty będziesz w tej Warszawie robiła”, ale puścił. Gosia miała wtedy 13 lat, musiała zostawić ukochaną szkołę tenisową i przyjaciół, a w Warszawie nie znała nikogo. Początki były bardzo ciężkie.
Rok po przeprowadzce do Warszawy zagrała pani genialną, obsypaną nagrodami rolę w filmie „Bellissima” w reżyserii Artura Urbańskiego.
A w tym czasie zmarła moja mama. Na festiwalu filmowym w Gdyni mówiłam, że zawdzięczam tę nagrodę mamie, bo wtedy nie mogłam z nią być.
Miała pani wyrzuty sumienia?
Miałam. Do dziś mam. Ale mama mi powiedziała: „Ty, dziecko, graj. To ważna rola, jedź do Warszawy”, bo przez jakiś czas mieszkała u mnie. Zaopiekowali się nią mój brat, siostra i tato, który stanął na wysokości zadania. Nigdy nie zapomnę, jak poszła do szpitala. To miał być rutynowy zabieg, wycięcie kamieni, okazało się, że to rak w zaawansowanym stadium. Szok. Mama była bardzo słaba. Nie chcieliśmy jej powiedzieć prawdy, ale ona ją czuła. Wiedziała. Mówiła o metafizycznych znakach: „Jak się dzisiaj obudziłam, była przy mnie moja mama”. Nawet teraz mam ciarki, jak o tym mówię. Ostatnie tygodnie spędziła w domu, na morfinie. Czasami przyjeżdżałam do Stargardu w środku nocy prosto z planu „Bellissimy”, jeszcze z doczepionymi włosami à la Violetta Villas i mama ledwo mnie poznawała, to było tragi-komiczne. Zmarła, kiedy byłam w Warszawie, wciąż to przeżywam…
Z domu wyszła pani odważna, silna, pewna siebie. Pani się ani się nie wstydzi, ani nie boi swojej kobiecości.
Coraz częściej spotykam młode kobiety, które starają się być androgyniczne. Lubią zatracać swoją kobiecość, żeby ktoś nie pomyślał, że są słabe i niezaradne. I ja to rozumiem. Nie po to się wyemancypowałyśmy, żeby teraz ktoś nam mówił, że czegoś nie możemy zrobić, bo jesteśmy delikatne. Do wszystkiego dochodziłam sama, do dziś tak mam. Zawsze chcę mieć ostatnie zdanie. Lubię mieć pewność, że wszystko zostało zrobione tak, jak zaplanowano. A z drugiej strony uważam, że tę naszą kobiecość trzeba ocalać od zapomnienia. Dmuchać i chuchać. Wyobraża sobie pani schłopiałe społeczeństwo?
Nie. I jest mi miło, gdy mężczyzna podaje mi płaszcz czy przepuszcza w drzwiach.
Fajne są takie małe gesty. Ale jak mnie mój facet za często wozi samochodem, buntuję się: „Ja też bardzo lubię prowadzić mój samochód!”. Michał najchętniej woziłby mnie wszędzie, ja nie jestem do tego przyzwyczajona. Najbardziej lubię, jak przywozi mi kanapkę do teatru. Kiedy się poznaliśmy, od razu zauważył, że nigdy nie jem przed spektaklem. Któregoś wieczoru przyszedł do mojej garderoby i wyjął jakieś zawiniątko w sreberku. Pytam: „A co ty tu masz?”. To była kanapka z szynką i dodatkami, którą specjalnie dla mni
Pozostało 70% artykułu
Artykuł dostępny tylko dla subskrybentów
Kup subskrypcję, aby mieć dostęp
do wszystkich artykułów miesięcznika Pani
PRENUMERATA AUTOODNAWIALNA WYDAŃ CYFROWYCH
- Wyjątkowa oferta cenowa tylko dla subskrybentów
- Dostęp przez przeglądarkę internetową lub dedykowaną aplikację
- Automatycznie odnawialne zamówienie bez dodatkowych procedur
- Możliwość rezygnacji z subskrypcji w dowolnym momencie
- Ulubione treści zawsze w zasięgu ręki
4.9 zł miesięcznie
Kup teraz