Wrażliwość Nie bezbronność. Wywiad z Joanną Kulig
Zdjęcie: Bartek Wieczorek/Visual Crafters, stylizacja: Agnieszka Ścibior, makijaż: Marianna Yurkiewicz, fryzura: Emil Zed/Van Dorsen Artists, manikiur: Patrycja Jewsienia
Suknia z jedwabnej tafty MMC Studio
Tekst ukazał się w magazynie Twój Styl nr 11/2021.
Jest wrażliwcem. Cienka skóra oznacza bezbronność, więc jak z nią wejść do świata filmu, tak bezwzględnego? Ale dziewczyna z Muszynki została gwiazdą. Reżyser z Hollywood mówi: Nie zmieniaj się, twoją siłą jest szczerość. Joanna Kulig musi teraz pomyśleć, jak sprostać wymogom kariery, być dość dobrą matką, ocalić swoją prywatność i... nie pogubić się w tym.
Niewyspana, ale pełna energii. W czapce z daszkiem i prostym T-shircie. Wygląda młodo, często się śmieje. Choćby z tego, że znowu nie zdążyła zjeść śniadania. Spotykamy się w krótkiej przerwie między jej zdjęciami, lekcją angielskiego i wyjazdem na festiwal w Gdyni, gdzie będzie jurorką. No i jeszcze sprawy domowe! Najważniejsze. Ale spokojnie, panuje nad tym. Choć życie pędzi. W tym roku zagrała już w czterech filmach – francuskim Kompromacie, polskiej komedii o perypetiach rodziny patchworkowej Każdy wie lepiej, Masters of the Air – produkcji Stevena Spielberga. W polskim serialu Pajęczyna gra kobietę z pamięcią doskonałą.
Twój STYL: Dobra pamięć jest atutem czy obciążeniem?
Joanna Kulig: W przypadku Kornelii Titko z Pajęczyny okazuje się decydująca. Ona pamięta zdarzenia od drugiego roku życia! Mrozi jednak wspomnienia, by przetrwać – jako dziecko straciła siostrę, potem matkę. Pewnego dnia dostaje list od nieznajomego, który sugeruje, że jej przeszłość wyglądała inaczej, niż jej opowiedziano. Zaczyna grzebać w historii rodziny i jej pamięć wchodzi na inne obroty, pomaga znaleźć odpowiedź. Moja pamięć? Im jestem dojrzalsza, tym bardziej doceniam jej znaczenie.
TS: Oscar Wilde powiedział, że pamięć to dziennik, który należy stale nosić przy sobie. Zaglądasz do niego czasem?
JK: Tak, chyba każdy z nas to robi. Lubię np. oglądać stare fotografie, ale nie mam ich dużo. Trzymam w telefonie, co jakiś czas otwieram galerię i zostawiam dwa, trzy najlepsze zdjęcia. Z uwagą przyglądam się swojej twarzy prywatnej. Na ekranie wydaje mi się inna niż w sytuacjach domowych. Mam dwie pamięci – osobistą i tę związaną z pracą. Długo myślałam, że nie powinny się zaplatać, że da się je oddzielić i ta osobność jest potrzebna.
TS: Żeby nie mieszać dwóch porządków, które na siebie nie wpływają?
JK: Tak. Ale to nieprawda, że nie wpływają. Kilka dni temu wróciłam ze zdjęć do serialu „Masters of the Air”, którego producentami są Steven Spielberg i Tom Hanks. Reżyseruje Cary Fukunaga. Mała, gościnna rola, ale zależało mi ze względu na reżysera, którego twórczość cenię. To było kolejne spotkanie – po serialu „The Eddy” – z reżyserem zagranicznym. Przekonałam się, że dla nich moje pochodzenie właściwie nie ma znaczenia. Przyszłam z bagażem moich wspomnień, skojarzeń, ale nie mogłam tego wykorzystać. W „Masters...” gram Polkę i mogłabym wnieść do tej historii coś swojego, ale to było niepotrzebne. Uznałam, że wchodząc na plan, w jakimś sensie muszę być czysta, wręcz nieznana sobie. Choć kiedy w Polsce zasiadam z innymi aktorami do czytania scenariusza, natychmiast uruchamiają się wspomnienia, kody, każdy z nas ma coś do powiedzenia, choćby z historii swojej rodziny.
TS: Właśnie. To silne konotacje, trudno mi wyobrazić sobie, że aktorka się z nich oczyszcza. W „Pajęczynie” zagłębiasz się w epokę PRL-u. Prywatnie też nie jest ci obca.
JK: Jasne, pamięć natychmiast odżywa. Na przykład: wujek Tadek i jego „maluch”. Myślałam: Jezu, jaki on jest bogaty! Uwielbiałam wsiadać do tego samochodu, wujek puszczał mi kasety Boney M. Jechaliśmy z mojej Muszynki do nich do Nowego Sącza na wakacje. Byłam zachwycona: czteropokojowe mieszkanie, i to w bloku! Blok kojarzył mi się z czymś fantastycznym. Na klatce można się było spotkać z dzieciakami, a chłopcy mieli w piwnicy ciężary do ćwiczeń. Mój mąż nie cierpi bloków, a ja mam do nich sentyment. Pamiętam kuzynów, z którymi lubiłam się bawić, imprezy, wypady nad rzekę. To we mnie gra. Jednak ostatnio, jadąc na plan w Londynie, swój plecak osobistych wspomnień zostawiłam w domu.
TS: Bo to obciążające sentymenty, romantyczne odniesienia?
JK: Można tak pomyśleć. Kiedyś byłam bardziej zasadnicza, odcinałam się od skończonych ról, zamykałam je w szufladzie. Ale z czasem to się zmieniało. Warto wracać do tego, co działo się na planie. Podczas pobytu w Londynie spotkałam się z jednym z twórców serialu „The Eddy”, Amerykaninem Glenem Ballardem. Przyjechał z przedpremierowym pokazem swojego musicalu „Back to the Future”, umówiliśmy się na kawę. Było bardzo miło, wspominaliśmy pracę na planie. Powiedział, że dla niego jestem bohaterką. Stwierdził: „Aśka, nikt z aktorów amerykańskich nie umiałby w tak krótkim czasie nauczyć się tylu jazzowych utworów w nie swoim język
Pozostało 70% artykułu
Artykuł dostępny tylko dla subskrybentów
Kup subskrypcję, aby mieć dostęp
do wszystkich artykułów miesięcznika Twój Styl
PRENUMERATA AUTOODNAWIALNA WYDAŃ CYFROWYCH
- Wyjątkowa oferta cenowa tylko dla subskrybentów
- Dostęp przez przeglądarkę internetową lub dedykowaną aplikację
- Automatycznie odnawialne zamówienie bez dodatkowych procedur
- Możliwość rezygnacji z subskrypcji w dowolnym momencie
- Ulubione treści zawsze w zasięgu ręki
4.9 zł miesięcznie
Kup teraz