W oczach widać wszystko. Wywiad z Agatą Kuleszą

Rozmawiała: Beata Biały, fotografowała: Aldona Karczmarczyk/Van Dorsen Artists

Data publikacji: 22.03.2023

W oczach widać wszystko. Wywiad z Agatą Kuleszą

Zdjęcie: Aldona Karczmarczyk/Van Dorsen Artists, stylizacja: Kania Kamińska, makijaż: Iza Wójcik, fryzury: Adam Szaro, produkcja sesji: Magdalena Dzienisiewicz
Agata Kulesza ma na sobie: marynarka i bluzka Marella, spodnie Staud/zalando.pl, biżuteria własność bohaterki

Tekst ukazał się w magazynie PANI nr 4/2023

Jeszcze niedawno było jej bardzo ciężko. Dziś Agata Kulesza uważa, że to, jak się czujemy, to kwestia wyboru. I choć nie jest to łatwe, uczy się cieszyć wszystkim, co jej się przydarza.

PANI: Trudne czasy, a ja tu o radości chciałam z tobą porozmawiać.

AGATA KULESZA: O radości? No nie wiem, bo u mnie ta melancholijna nuta częściej jest widoczna. Nawet kamera widzi we mnie głównie smutek i rzadko obsadzają mnie w komediach. Chociaż gdybyś zapy­tała moich przyjaciół, to powiedzieliby ci, że jestem radosna. Jako dziecko też byłam zawsze uśmiechnięta. Nasz sąsiad, starszy pan, mówił do mojej mamy: „Agatka po­winna być lekarzem. Bo jak ona powie »dzień dobry« i tak się uśmiechnie, to od razu człowiekowi lżej się robi na duszy”. I chociaż był moment, że tę radość zgubi­łam, teraz uczę się jej na nowo.

To nie sztuka cieszyć się, kiedy nam samo dobro z nieba spada, ale nauczyć się radości, kiedy ledwo się niesie życiowy bagaż. Twój nie jest lekki, a jednak widzę radość w twoich oczach.

Czasem widzimy uśmiechnięte usta, ale smutne oczy. W oczach wszystko widać. Zapisane jest w nich i cierpienie, i radość, i nadzieja. Widziałam swoje smutne oczy i nie podobały mi się. Ale wiedziałam, że ten smutek w końcu minie. I minął. Kiedy jakiś czas temu spojrzałam w lustro, aż się uśmiechnęłam. „Wow, chyba wracasz do siebie, Agata”, pomyślałam.

Czesław Miłosz napisał: „Jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna”.

Czasami wystarczy poczekać, a czasami trzeba się o tę radość postarać. Bo smutek jest prosty, radość wymaga wysiłku. Ale jej potrzebujemy. I tak sobie myślę, że warto się o tę radość postarać.

Czyli radość to jest wybór?

Moim zdaniem tak. Człowiek może albo utknąć w problemach, których każdy ma dużo, albo zrobić wszystko, by wróciła ra­dość. To od nas zależy, którą opcję wybie­rzemy. Radość można wybrać jak ubranie w szafie. I kiedy przyszły w moim życiu trudne dni, a nawet miesiące, miałam dwie opcje: czy będę trwała w smutku i przeko­naniu, że nic dobrego mnie już nie czeka, czy jednak postaram się jeszcze tym ży­ciem ucieszyć. Cierpliwie czekałam, kiedy nastąpi spokój – bo najpierw walczy się o spokój, dopiero kiedy człowiek wyjdzie z tego zwycięsko, może zacząć się cieszyć. Najpierw małymi rzeczami, potem życiem. Chociaż małymi rzeczami cieszyć się naj­trudniej. A przecież codziennie, każdego dnia, nawet jeśli jest ciężki, można znaleźć coś miłego.

Ale jak to zrobić? Ktoś ci dał przepis?

Byłam na terapii. I choć nie miała na celu nauczyć mnie radości, mówiła o akceptacji samej siebie. A to już krok do radości z drobnych rzeczy. Bo naprawdę codzien­nie spotykają nas miłe rzeczy, tylko ich nie zauważamy. W dodatku smutek przyciąga smutek - kiedy byłam smutna i szłam uli­cą, widziałam wyłącznie smutnych ludzi. Jakby cała radość nagle zniknęła z po­wierzchni ziemi. Widziałam ten stan, w którym sama byłam: o, temu też ciężko. Jak się idzie w radosnym nastroju, to się z kolei tak ogląda świat. Nasz stan jest opty­ką na świat. Nic dziwnego, że przyciągasz złe sytuacje, bo jesteś czujna na nie. Wie­rzę, że nasza energia ściąga podobną. Gru­pujemy się, żeby płakać, a fajnie jest się grupować, żeby się cieszyć.

Martin Seligman, amerykański profesor psychologii, radził, żeby każdego dnia na koniec znaleźć trzy pozytywne rzeczy, które się zdarzyły, i dopisać ich przyczyny.

To się nazywa praktykowanie wdzięczno­ści, prawda? Dużo się o tym mówi. Uwiel­biam te momenty, kiedy odczuwam wdzięczność, znajduję dobre strony. Po­dam przykład: nie chce mi się iść do teatru, marudzę, że wszyscy siedzą wieczorem na kanapie, a ja muszę wyjść na scenę, dać z siebie trzysta procent, a potem długo nie mogę usnąć, bo wciąż jestem rozwibrowa­na. Ale kiedy kończymy przedstawienie, odczuwam wielką wdzięczność, że wyko­nuję zawód, który kocham. Za każdym ra­zem, gdy się kłaniam, mówię: „Jakie to wspaniałe, Agata, że ci się udało, że ten za­wód cię nie oszukał i nie zdradził, że nadal go lubisz”. I mam takie dni, kiedy wszyst­ko jest źle, a później gram przedstawienie i wszystko mija jak za dotknięciem czaro­dziejskiej różdżki. Ale to też był wybór.  Mój ukochany psychoterapeuta Viktor Frankl w swojej autobiograficznej książce - wspomnieniach z Auschwitz „Człowiek w poszukiwaniu sensu”– napisał, że nawet na dnie koszmaru można znaleźć dobro. Zwykle tego nie potrafimy. Dopiero po pewnym czasie przychodzi refleksja. Pa­miętam czas w moim życiu, kiedy byłam na dnie rozpaczy. Dzwoniła do mnie ro­dzina, przyjaciele pytali, jak się mam, jak się czuję, czy w czymś mogą mi pomóc. Wtedy to mnie nie cieszyło. Dopiero póź­niej zrozumiałam, ile to dla mnie znaczyło. To sprawiło, że nie byłam tak bardzo w du­pie, jak myślałam. Dlatego mogłam z tego wyjść i dlatego mówię, że to kwestia wy­boru. Szkoda czasu na pogrążanie się w rozpaczy i beznadziei. Bo później czło­wiek się budzi i mówi: „O, ale jestem zado­wolona! Ale cholera, już się zestarzałam”.

Niektórzy mówią, że praktykowanie wdzięczności sprawia, że te drobne radości rozszerzają się jak kręgi na wodzie.

W tym roku przy moim domu nad morzem posadziłam malwy, nie wiedziałam, jaki będą miały kolor. Czekanie na to, kiedy kwiaty zakwitną, było takie ekscytujące…

Przypomniał mi się fragment z wiersza Agnieszki Osieckiej: „Malwy po chatach kwitną i bledną, po sześciu latach nic już nie jest tragedią”.

Jakie to mądre! Malwy kojarzą mi się z cie­płym domem. Zawsze się śmiałam, gdy ktoś rozmawiał z kwiatami, a teraz sama z nimi gadam: „Moje kochane panienki, jak pięknie wyglądacie”. Bardzo lubię ta­kie poranki nad morzem, kiedy wychodzę na taras, jest bardzo wcześnie, ptaki za­czynają rejwach, obserwowanie ptaków to dla mnie rodzaj medytacji. Patrzę, jak one skaczą, wybierają robaki, jak się czasem kłócą. Nie myślę wtedy o tym, co było, co będzie, tylko zanurzam się w tej chwili szczęścia i czuję wdzięczność.

A kiedy budzisz się w taki szarobury dzień jak dziś, też czujesz wdzięczność?

Lubię bure poranki. Kiedy mam wolne, nie muszę wcześnie wstawać na plan, mówię: „Ale super, Agata,

Pozostało 70% artykułu

Artykuł dostępny tylko dla subskrybentów

Kup subskrypcję, aby mieć dostęp
do wszystkich artykułów miesięcznika Pani

PRENUMERATA AUTOODNAWIALNA WYDAŃ CYFROWYCH

  • Wyjątkowa oferta cenowa tylko dla subskrybentów
  • Dostęp przez przeglądarkę internetową lub dedykowaną aplikację
  • Automatycznie odnawialne zamówienie bez dodatkowych procedur
  • Możliwość rezygnacji z subskrypcji w dowolnym momencie
  • Ulubione treści zawsze w zasięgu ręki

4.9 zł miesięcznie

Kup teraz
Pani

Masz już wykupioną subskrypcję?

Zaloguj się