Trochę złagodniałam. Wywiad z Izabelą Kuną

Rozmawiała: Monika Stukonis, Fotografował: Bartek Wieczorek

Data publikacji: 17.12.2021

Trochę złagodniałam. Wywiad z Izabelą Kuną

Tekst ukazał się w magazynie PANI nr 1/2022.

Szczera, bezkompromisowa i piekielnie inteligentna. Mówi to, co myśli, i niespecjalnie przejmuje się opiniami innych. Długodystansowiec w miłości i przyjaźni. Rozmowa z nią to wyzwanie. I to jakie! Przeczytajcie wywiad z Izabelą Kuną. Nie będziecie zawiedzeni.

PANI: O twojej roli Wandzi w filmie „Teściowie” mówią wszyscy. „Kuna pokazała kawał komediowego talentu, świetna, porywająca, nie można od niej oderwać wzroku” to tylko niektóre głosy krytyków. Lubisz Wandę?

Iza Kuna: Uwielbiam. Wiesz, ja w ogóle lubię ten film. „Teściowie” to niezwykłe  spotkanie zawodowe i towarzyskie. Z moimi fantastycznymi kolegami Mają Ostaszewską, Marcinem Dorocińskim czy Adasiem Woronowiczem. Maję uwielbiam i podziwiam za jej talent i odwagę we wszystkim, co robi, ale w pracy spotkałam się z nią po raz pierwszy i jestem zachwycona. Z chłopakami grałam już wcześniej i mam nadzieję powtórzyć to szybko. Zdjęcia kręciliśmy w pełnym lockdownie, w otwartym tylko dla nas hotelu Polonia w Warszawie. Moim wielkim zawodowym odkryciem jest reżyser – debiutant Kuba Michalczuk. Niesłychanie utalentowany facet, któremu wróżę wielką karierę. Praca w ciągu tych kilkunastu dni zdjęciowych była inna od dotychczasowych projektów. Mieliśmy czas na próby, na bycie ze sobą, na wymyślanie tego, jak to zrealizujemy. Nikt nie spieszył się do innych prac, bo życie stanęło w miejscu. Za plecami mieliśmy bardzo trudną sytuację covidową. Bałam się o mojego Marka, który pracuje w szpitalu, ale z drugiej strony myślałam, że po raz pierwszy pracuję
w tak komfortowych warunkach, że coś takiego spotyka mnie na starość.

A debiutant nie bał się was? Starych filmowych wyjadaczy?

Kompletnie nie, a to wcale nie jest takie proste stanąć twarzą w twarz z takim potworem jak ja. (śmiech) Był świetnie przygotowany, miał wizję. Zaufałam mu w 180 procentach. To, co wymyślił, realizowałam bez szemrania. Wszyscy byliśmy pod jego dużym wpływem. Jego i operatora Michała Englerta.

„Teściowie” to mieszanka wybuchowa: farsy, groteski, tragikomedii opartej na naszych kompleksach, emocjach i śmiesznościach. Niezależnie od tego, do jakiej grupy społecznej należymy.

Ludzie lubią oglądać siebie, przeglądać się w lustrze. Ten film nikogo nie ośmiesza. On pokazuje ludzi takimi, jakimi są, z ich wszystkimi przywarami, kompleksami i wariactwami. Mam wrażenie, że my tych wszystkich ludzi traktujemy z czułością. To, że oni tak wyglądają, tak się ubierają. Ich małomiasteczkowe szajby, wielkomiejskie histerie, arogancje i siarczysty język. Bo niezależnie od klas, z jakich pochodzimy, cierpienie jest to samo. Łzy są te same, skandal ma to samo imię i gwałtowne reakcje matek na nieszczęście dzieci podobne: szalone, czasem bezpardonowe. Ostatnio usłyszałam opinię, że „Teściowie” to film, który jest zrobiony bez nadęcia i zadęcia, że jest czuły właśnie. Nie ma lepszej recenzji.

Dużo dzieje się w twoim zawodowym życiu. Jesteś spełniona, szczęśliwa?

Nigdy nie byłam osobą marudzącą, że za mało gram, że dostaję nie takie propozycje.  Oczywiście, zawsze po cichu sobie płakałam albo przeklinałam grubo, bo chciałam pracować dużo więcej. Bo zawsze wydawało mi się, że stać mnie na więcej, ale nie narzekałam. Byłam zła. I przyszedł moment, że przestałam się kopać z koniem. Zobaczyłam, że wyżej dupy nie podskoczę. Muszę najlepiej wykonywać swoją pracę, ale w ramach tego, co robię, mogę stawiać granice. Bo kiedyś wydawało mi się, że jak odmówię jakiejś roli, to już kolejnej nie dostanę. A dziś jeśli nie czuję jakiegoś projektu, mówię wprost: „Nie, dziękuję. Nie podoba mi się to”. Nie owijam w bawełnę, nie wymyślam, że nie mam terminów. Bywam bezkompromisowa. Mam odwagę skrytykować pomysł. Bo nic z niczego nie wynika, szczególnie w naszym kraju. Aktorzy z nagrodami potrafili przez kilka lat nie dostawać żadnych propozycji. Ja nie byłam nigdy rozpieszczana przez nagrody, więc tak czy siak nie grałam tego, co chciałam. W moim przypadku żadna wspaniała rola nie gwarantowała mi dalszej pracy. I żadna rola w słabym filmie nie zamykała mi drogi do nowych propozycji. W życiu trzeba mieć szczęście albo udawać, że się je ma. Ja jestem osobą niezwykle pracowitą i na to swoje szczęście zapracowałam. Może są mi pisane drugie plany? Jeśli tak, to jeszcze trochę pogram, ale nie wiem jak długo. Kiedyś wydawało mi się, że jestem gorsza. Chciałam grać role, które zagrały moje koleżanki. Ale teraz... mam większy szacunek do siebie. Zrozumiałam, że nie muszę grać wszystkiego. Przestałam się ścigać sama ze sobą. I poczułam się lepiej.  

Ale wiek w twoim przypadku okazał się sprzymierzeńcem. Im jesteś starsza, tym więcej grasz. A niedawno mówiło się, że scenariusze nie są pisane dla kobiet 40 plus. Że wszystkie mocne, interesujące role są zarezerwowane dla mężczyzn.

Cieszę się z tej niekonsekwencji losu, jeżeli chodzi o mnie. Nigdy nie zagrałam tylu fantastycznych ról co teraz. I nigdy tyle ode mnie nie wymagano. Może dojrzalsza i starsza bardziej się podobam? I być może złagodniałam trochę, jestem bardziej otwarta.

W środowisku panowała opinia, że bywasz trudna, masz swoje zdanie, nie chodzisz na kompromisy.

Podobno tak. Ale nie wiem, na jakiej podstawie. (śmiech) Oczywiście, mam na koncie parę konfliktów czy kłótni. Choćby z jedną z reżyserek na parkingu. Ale to dlatego, że mnie zawiodła i oszukała. Taka jestem. Jak mi coś nie pasuje, mówię. Nie siedzę z kimś, udając jego przyjaciela, a potem obrabiam mu tyłek. Jestem szczera, co nie zawsze się podoba.

Marek czasem mówi do ciebie: „Daj spokój, nie warto”?

Kiedyś tak mówił, ale przestał, bo sam przechodzi okres, że mówi wprost, co myśli. Zawsze tak robił, ale teraz jest ostrzejszy, wydaje mi się. Marek uważa, że się uspokoiłam. Teraz ja go tonuję, jak dostaje białego oka, histeryzuje, rzuca wszystko, nie chce z kimś pracować. Na szczęście, nie jest wyłącznie dramaturgiem, jest lekarzem i ta praca absolutnie równoważy emocje. Pokazuje, co jest w życiu ważne, gdzie jest punkt ciężkości. Ale Marek nie jest dyplomatą. Jak się na kogoś zdenerwuje, to potrafi w środku nocy zadzwonić, by „wyjaśnić” sytuację. No to wtedy wkraczam ja i wrzeszczę, żeby się uspokoił. (śmiech) Albo po prostu idę spać, co też działa. Jak opadną emocje, to słyszę: „No może masz rację”. Mnie się wydaje, że mam rację zawsze. (śmiech)

Jak przeżyłaś zamknięcie, brak pracy?

U mnie nic się nie stało z dnia na dzień, bo ja już w lutym 2020 wiedziałam od Marka, co się dzieje. Marek pracował w szpitalu przekształconym na jednoimienny. I chociaż nie wiedzieliśmy, ile to potrwa, mieliśmy nadzieję, że pandemia za chwilę się skończy. A tak się nie stało i trwa to do dzisiaj. Jestem osobą bardzo strachliwą i początkowo ta sytuacja mnie przerażała. Marek codziennie wracał ze szpitala, a ja się po prostu po ludzku bałam, że on tę chorobę przyniesie do domu. Bałam się o Marka, bo widziałam, jak pracuje i jak jest mu ciężko. Bałam się też o moją córkę, która była w Australii. Chociaż akurat doniesienia stamtąd nie były tak dramatyczne. Nadia szybko przeszła na tryb zdalny nauczania, rząd australijski wprowadził restrykcje, obostrzenia, których wszyscy przestrzegali. Czułam, że być może jest bezpieczniejsza niż w Europie. Dziś moja córka mieszka już w Polsce.

Marek w szpitalu, twój syn Staszek uczył się zdalnie. Jak ty zagospodarowałaś siebie, by nie zwariować w czterech ścianach.

Muszę mieć plan i muszę mieć wrażenie, że nad nim panuję. U mnie zawsze dużo się dzieje. Teatr, film, zajęcia w Akademii Teatralnej. Ogarnięcie Staszka, jego obiadu, zajęć dodatkowych jest dla mnie najważniejsze. Więc jak tego wszystkiego zabrakło, zarezerwowałam w naszym mieszkaniu miejsce na kanapie. Wiedziałam, że aby pisać, muszę wstawać wcześnie rano, przed wszystkimi. Więc wstawałam 5-6 rano i siadałam do pisania. Skończyłam doktorat pt. „Kłamstwo, czyli studium prawdy” w Akademii Teatralnej. Zdałam zdalnie wszystkie egzaminy i skończyłam pisać drugą część „Klary”. Uczyłam też zdalnie moich studentów. Wykradałam się na krótkie spacery, niby do apteki, żeby tylko wyjść, zaczerpnąć powietrza. Nie miałam wpływu

Pozostało 70% artykułu

Artykuł dostępny tylko dla subskrybentów

Kup subskrypcję, aby mieć dostęp
do wszystkich artykułów miesięcznika Pani

PRENUMERATA AUTOODNAWIALNA WYDAŃ CYFROWYCH

  • Wyjątkowa oferta cenowa tylko dla subskrybentów
  • Dostęp przez przeglądarkę internetową lub dedykowaną aplikację
  • Automatycznie odnawialne zamówienie bez dodatkowych procedur
  • Możliwość rezygnacji z subskrypcji w dowolnym momencie
  • Ulubione treści zawsze w zasięgu ręki

4.9 zł miesięcznie

Kup teraz
Pani

Masz już wykupioną subskrypcję?

Zaloguj się