Smakuję życie, oddycham pełną piersią. Wywiad z Natalią Przybysz

Tekst ukazał się w magazynie PANI nr 3/2025
Dziesięć lat temu poszła na terapię i nagrała płytę, na której opowiedziała o tym, co ją boli. Pomogło. Dziś Natalia Przybysz jest już w innym miejscu. Odkrywa swoją kobiecość, uczy się przyjaźni, na nowo definiuje jako matka. Plan na następną dekadę? Przejść przez nią tanecznym krokiem.
PANI: Pracujesz nad nowym albumem, a jutro grasz przedostatni koncert z jubileuszowej trasy na 10-lecie płyty „Prąd”. Jesteś w biegu?
NATALIA PRZYBYSZ: Poranek zaczęliśmy z partnerem od kawy, potem przygotowałam moim nastolatkom kanapki do szkoły, zawiozłam ich, a teraz mogę spędzić czas z tobą. Tak jest w tygodniu, w Warszawie. Ale jutro o tej porze będę siedziała w busie do Bielska-Białej. Muszę być na miejscu na tyle wcześnie, żebym przed wejściem na scenę zdążyła zrobić praktykę jogi. Bo ciało to moje narzędzie. Instrument, który musi być w dobrej formie i przewodzić ten cały „prąd”. Joga mi w tym pomaga. A latem rozkładam mapę i szukam na trasie jeziora.
Pływasz?
Zaczęłam trenować rok temu. Zainspirowałam się Małgorzatą Szumowską, którą obserwuję na Instagramie i której filmy oglądam w kinie. Ona dużo opowiada o pływaniu, a ja pod jej wpływem postanowiłam spróbować. I razem z cudowną trenerką oswoiłam, a z czasem pokochałam wodę. Pływanie okazało się świetnym sposobem na dobre samopoczucie. Woda oczyszcza, regeneruje, uspokaja, a kiedy trzeba – budzi. Jest od jakiegoś czasu moją muzą. Płyta „Tam”, najnowsza, powstała na greckiej wyspie Hydra i jest w moim odczuciu cała o morzu.
Dziesięcioletni dziś „Prąd” to przełomowa dla ciebie płyta. Mówisz o niej, że pierwszy raz tak się odsłoniłaś. Pisałaś ją, mając 30 lat. Jaka była tamta Natalia?
Trzydziestka to było tąpnięcie. Mocne. Pamiętam, że trochę się tego bałam. Pomyślałam, że jestem teraz tak serio dorosłostarsza. Chwilę wcześniej urodziłam syna, córka też była malutka, więc czułam się ciągle niewyspana i wymęczona. Żyłam zanurzona w świecie maluchów i kochałam to, ale część mnie musiała poczekać. Na dodatek byłam koszmarnie zachrypnięta po nagraniu albumu z piosenkami Janis Joplin, bo nie umiałam wtedy dbać o swój głos. Nie wiedziałam, że jestem kontraltem, a że Janis była sopranem, to wszystkie piosenki śpiewałam w jej tonacjach. Poza tym dużo infekcji przyniesionych z przedszkola lądowało w moich zatokach. Krótko mówiąc, moje życie nie do końca było wtedy moje, a głos nie był tak zaopiekowany.
Jak między karmieniem, spacerami z wózkiem i nocnymi pobudkami znaleźć przestrzeń na tworzenie? Mnie to się wydaje niemożliwe.
Zajmowanie się małymi dziećmi to ciężka fizycznie praca. Każdy to wie, kto kiedyś spróbował. Syna ciągle nosiłam, a wolną ręką karmiłam córkę lub próbowałam się z nią bawić. Kiedy niedawno zapytałam moich odbiorców, czym jest dla nich piosenka „Nazywam się niebo”, która jest sercem płyty „Prąd”, odezwały się do mnie głównie młode mamy. Opisywały, jak próbują odzyskać siebie z czasów sprzed macierzyństwa. Ja tworząc ten tekst, też byłam na podobnym etapie. Miałam bardzo fajną nianię i dzięki niej mogłam na godzinę, czasem dwie dziennie zejść do piwnicy w naszym bloku, którą przerobiłam na pracownię, i pisać. Bardzo chciałam wrócić do aktywności zawodowej, bo czułam potrzebę udowodnienia samej sobie, że wciąż potrafię. Że nie jestem tylko żywicielką i opiekunką. Bo muzyka to jestem ja. Z kolei sformułowanie „Nazywam się niebo” jest autorstwa mojej córki. Tak te światy się przenikały...
Która jeszcze piosenka z tego albumu jest dla ciebie ważna?
„Miód”, który jest pytaniem o kobiecość. Bo choć urodziłam dwójkę dzieci, wcale jej wtedy nie czułam. Przynajmniej nie na tyle, na ile sobie wyobrażałam, że bym mogła. W głowie wciąż byłam dziewczyną, chłopczycą, może nawet dzieckiem. Kobiecość towarzyszyła mi jedynie w życiu intymnym, w innych obszarach jej nie eksplorowałam. Dlatego pytam: „Jak to się stało, że zapomniałam o swoich piersiach?”. Dzisiaj, 10 lat później, znam już odpowiedź.
Jak ona brzmi?
To osobiste, dlatego opowiem niedużo. W dzieciństwie sporo czasu spędzałam z babcią, w dużej mierze to ona mnie wychowywała, a była już starszą panią. Brakowało mi wtedy łącznika do kobiecości, która jest pełna witalności. Chciałam być jak moja mama – odlotowa i piękna niczym gwiazda filmowa. Mama jawiła mi się jako kwintesencja kobiecości. Jednak sama nie umiałam po nią sięgnąć. Odkrywam ją dopiero teraz poprzez muzykę. Głównie na scenie. Zanurzenie się w emocjach, ruchu i dźwiękach działa na mnie najlepiej.
W jaki sposób muzyka ci pomaga?
Mój zespół to mężczyźni. Fantastyczny, prawdziwy dream team. Przez lata udało nam się zbudować relację opartą na zaufaniu. Nagrywając „Tam”, byliśmy przez 10 dni zamknięci w domu na wyspie, a ja na tej płycie zaśpiewałam „najładniej”, najsubtelniej i najlżej w historii moich płyt. W bezpiecznym miejscu, otoczona przez troskliwych i wspierających mężczyzn, mogłam zrzucić z siebie pancerz twardzielki i poczuć się delikatna. Kobiecość wyzwoliło we mnie też spotkanie z Izą Szostak, moją nauczycielką tańca, która pomogła mi poczuć na scenie siłę płynącą z ciała. I jeszcze praca w pandemii nad tekstami Kory, bo nagrałam wtedy album z jej nieznanymi piosenkami – „Zaczynam się od miłości”. Ona jest dla mnie uosobieniem drapieżnej zmysłowości.
A jak jest z twoją kobiecością poza sceną?
Ta przestrzeń wciąż jest dla mnie wyzwaniem. Nie potrafię kupić sobie nowej torebki, ładnych butów czy seksownej sukienki. Najchętniej chodziłabym wciąż w tych samych, wygodnych ubraniach. (śmiech) W nich czuję się bezpiecznie. Trudno jest mi wyskoczyć z tej skorupy czy bawić się kobiecością, ale przynajmniej już wiem, że tego chcę. I próbuję.
Twoja córka ma 15 lat, ona też uczy się, czym jest kobiecość.
To właśnie ze względu na nią staram się tę swoją jak najszybciej wyłuskać i oswoić. Moja córka jest cudowna, jest magiczna i wiele się od niej uczę. Obserwując ją, wracam w głowie do moich własnych nastoletnich czasów i coś mi się w środku leczy. Zabliźniają się różne rany, ale wracają też pozytywne emocje. Przypomina mi się na przykład, jak w klasie maturalnej wyjechałam do USA, do Iowa, i tam odkryłam jogę. To były zajęcia w lokalnym klubie fitness, fatalnie prowadzone, ale coś we mnie uruchomiły. Po powrocie poszłam na lekcje w Warszawie i tak już ponad 20 lat, na różnych etapach życia, ta joga mi towarzyszy. A teraz dodatkowo wraca do mnie tamto pierwotne uczucie miłości, które jest zapisane w moim ciele. Dzięki Anieli funkcjonuję równolegle w dwóch światach – w dorosłości i nastoletniości. W Anieli dorastaniu, ale również moim własnym.
Towarzyszenie jej we wkraczaniu w dorosłość to wyzwanie?
Ciekawe doświadczenie, bo ona zawsze będzie moim małym dzieckiem, a jednocześnie to ptak, który leci w swoją stronę i zatacza coraz większe kręgi samodzielności. Na chwilę wraca i znów frunie. Te chwile powrotów są coraz rzadsze, trwają coraz krócej, i to dla mnie bardzo nowe. Jestem w trakcie przeprogramowania siebie w roli mamy. Bo zupełnie inne są teraz potrzeby mojej córki, to głównie swoboda i wolność. Dbam jednak, żeby Aniela miała świadomość, że ja zawsze jestem, że ma gdzie wracać. A wiesz, co jeszcze jest interesujące w wychowywaniu nastolatków?
Chętnie posłucham.
To, że muszę się ciągle update’ować. Bo coś, co mi się wydawało, że wiem o świecie, po chwili przestaje być aktualne. Muszę ciągle odświeżać język, którego używam, robić research, dowiadywać się. Moje nastolatki sprawiają, że muszę jeszcze więcej i jeszcze szybciej rozumieć. I to jest super, dzięki temu nie zdziadziałam.
W jaki sposób uczysz się świata swoich dzieci?
Poprzez rozmowę. Słucham, co mają do powiedzenia oni i ich znajomi, słucham młodych muzyków. Ich twórczość to zupełny odlot. Dziś od rana mam w słuchawkach artystę, którego pokazał mi syn. Ale uwielbiam również, kiedy Aniela odkrywa stare kawałki, np. piosenki Kory. Staram się też znać książki, które ona czyta, chodzić do teatru na spektakle, które ją interesują, oglądać filmy i seriale. To bardzo odświeżające. Choć bywa, że nie nadążam, niektórych rzeczy nie rozumiem. Na przykład że czasem należy posłuchać disco polo, bo rozluźnia głowę. I że śmieciowe jedzenie miewa sens. (śmiech)
To chyba dużo pracy…
Dużo, bo update’ować się trzeba również do dzieci. Wiek nastoletni to okres tak dynamicznych zmian, że czasem rano wstaje człowiek o 180 stopni inny niż ten, który kładł się spać. Wtedy muszę zrobić wdech, wydech, poczekać, posłuchać, powtórzyć, upewnić się, że dobrze rozumiem. Okres dorastania jest cholernie trudny dla dzieci, ale dla rodziców również. Dlatego moja lwia zmarszczka na czole jest coraz głębsza. (śmiech) Tylko medytacja mnie uratuje.
Wiemy, że dzieciom należy pozostawiać przestrzeń na popełnianie błędów, ale instynkt podpowiada, żeby je przed nimi chronić.
Na ile należy zaufać? Kiedy dawać wolność, a kiedy już przestać? Gdzie postawić granicę? Czego zakazać kategorycznie? A z drugiej strony czy to dobrze, żeby zakazywać kategorycznie? Masa pytań, na które ciężko jest znaleźć odpowiedź. To jest chyba w rodzicielstwie najtrudniejsze. Syn i córka to odrębne kosmosy.
Nie ukrywasz, że od dawna jesteś w procesie terapii. Przyznanie się przed samą sobą, że potrzebujesz pomocy, wymagało odwagi?
Dekadę temu to było tabu. Więc tak, powiedzenie samej sobie, że powinnam iść do specjalisty, było naprawdę trudne. Sam proces również. Bo czym innym jest czytanie w domu poradników psychologicznych, a czym innym siedzenie przez godzinę twarzą w twarz z obcą osobą i przyznawanie się jej do swoich największych słabości oraz ciężkich przeżyć. W moim przypadku to było jak pójść o własnych siłach na biegun północny i z powrotem. Bardzo uziemiające doświadczenie, które w efekcie mnie uskrzydliło. Bo terapia to harówka, ale jeśli potraktuje się ją uczciwie, przynosi efekt. Dla mnie stała się też źródłem twórczej inspiracji. Kiedy poszłam na nią po raz pierwszy, z każdego spotkania wychodziłam z piosenką. To był czas powstawania „Prądu”. Tekst do „Nie będę twoją laleczką” powsta
Pozostało 70% artykułu
Artykuł dostępny tylko dla subskrybentów
Kup subskrypcję, aby mieć dostęp
do wszystkich artykułów miesięcznika Pani
PRENUMERATA AUTOODNAWIALNA WYDAŃ CYFROWYCH
- Wyjątkowa oferta cenowa tylko dla subskrybentów
- Dostęp przez przeglądarkę internetową lub dedykowaną aplikację
- Automatycznie odnawialne zamówienie bez dodatkowych procedur
- Możliwość rezygnacji z subskrypcji w dowolnym momencie
- Ulubione treści zawsze w zasięgu ręki
4.9 zł miesięcznie
Kup teraz