Przyjaźń bez granic. Wywiad z Elżbietą Dzikowską i Martyną Wojciechowską

Rozmawiała: Beata Nowicka, zdjęcie: Marlena Bielińska/Move

Data publikacji: 09.11.2022

Przyjaźń bez granic. Wywiad z Elżbietą Dzikowską i Martyną Wojciechowską

Zdjęcie: Marlena Bielińska/Move
Stylizacja: Maria Szaj, makijaż: Eryka Sokólska, fryzury: Ewa Pieczarka, produkcja: Marta Sech
Martyna: golf COS

Tekst ukazał się w magazynie Twój Styl nr 12/2022

Elżbieta Dzikowska z partnerem Tonym Halikiem przez lata ściągała przed ekrany telewizorów pół Polski. Niektóre odcinki ich programu Pieprz i wanilia oglądało prawie 20 milionów widzów! Byli wszędzie, gdzie dało się dotrzeć, i w paru miejscach, o których mówiono: tam nie dotarł jeszcze nikt. Dziś podróżniczka, która zwiedziła najdziksze zakątki globu, mówi: „Świat jest różnorodny i podobny zarazem. Wszędzie warto się uśmiechać. Bo uśmiech i dobro to międzynarodowa waluta”. Martyna Wojciechowska, podróżniczka i dziennikarka, myśli podobnie. Podczas swoich wypraw przez lata przyglądała się kobietom na krańcach świata – tak zatytułowała swój telewizyjny program. Stał się nie tylko źródłem informacji o tym, jak różnie może wyglądać życie kobiet, ale też symbolem walki o ich lepszy los. Martyna uważa, że wspieranie kobiet z trudnych rejonów świata to jej misja. Dlatego założyła Fundację Unaweza. Elżbieta podziwia ją za konsekwencję i skuteczność. Obie się od siebie uczą, wymieniają opowieściami, doświadczeniami – po prostu lubią i rozumieją. Ich pasją jest odkrywanie świata nie tylko dla siebie.

Twój STYL: Niewiele osób wie, że lata temu narodziła się wasza szczególna relacja.

Martyna Wojciechowska: W moim domu rodzinnym stał telewizor Rubin. Z nosem przyklejonym do ekranu oglądałam program Pieprz i wanilia i nie mogłam uwierzyć, że świat jest tak fascynujący, a na dodatek odkrywa go dla mnie dwoje Polaków. Też chciałam tak żyć. Ale to głównie Elżbieta przyciągała moją uwagę. Żyłam w przeświadczeniu, że kobiety mają więcej ograniczeń w życiu i nie robią tak porywających rzeczy jak mężczyźni. Kobiet podróżniczek było mało. Fascynowała mnie osobowość Elżbiety, jej odwaga, wiedza. W waszym duecie Tony był mocno rozrywkowy...

Elżbieta Dzikowska: …ale miał charyzmę.

Martyna: Elżbieta też jest rozrywkowa. Przekonałam się, o tym gdy się lepiej poznałyśmy. (śmiech) Jednak do programów wprowadzała merytoryczny, edukacyjny akcent. Imponowało mi to. Nie byłabym tym, kim jestem, i nie robiłabym tego, co robię, gdyby nie inspiracja moją podróżniczą mamą. Tak mówię o Elżbiecie.

Mamo i córciu, tak zwracacie się do siebie. Kiedy pani poznała Martynę?

Elżbieta: Gdy została redaktor naczelną „National Geographic”. Zadzwoniła, by opublikować cykl materiałów zdjęciowych Tony’ego Halika. Wtedy pierwszy raz zaprosiłam Martynę do domu.

Martyna: Kiedy zobaczyłam słynne portrety Tony’ego i Elżbiety namalowane przez Edwarda Dwurnika, setki pamiątek – w tym domu każdy przedmiot jest dziełem sztuki, a rysunki artystów powstały nawet na framugach drzwi, a przede wszystkim, kiedy znalazłam się w piwnicy, gdzie nagrywany był słynny program Pieprz i wanilia, poczułam się tak, jakbym weszła do tego telewizora marki Rubin sprzed lat.

Elżbieta: Poznałam piękną, uśmiechniętą, głodną przygód dziewczynę wędrującą po świecie nie tylko dla siebie, ale przede wszystkim dla innych. Martyna opowiada nam historie ludzi, w szczególności kobiet, to jest niezwykle potrzebne i cenne. Bardzo przeżyłam naszą wspólną wyprawę z okazji setnego odcinka programu Kobieta na krańcu świata. Był spływ kajakiem, latanie balonem po niebie, długie rozmowy. Pokazałam Martynie miejsca, które odkryłam podczas pracy nad cyklem książek Polska znana i mniej znana. Po odejściu Tony’ego do innego świata zajęłam się naszym krajem.

Martyna: Kiedy z góry zobaczyłam wschód słońca nad Biebrzą, popłakałam się ze wzruszenia, pamiętasz? Elżbieta zwiedziła najdalsze i najdziksze zakątki globu, ma ogromne doświadczenie, wiedzę, a jednak w pewnym momencie zwróciła się w stronę Polski. Obejrzała chyba każdy kościółek, zabytek, zakamarek. Każdy powinien odrobić tę lekcję, poznać swój kraj.

Elżbieta: Ładnie mówisz. Jak nie rozumiesz swoich korzeni, natury, tego kim jesteś i skąd pochodzisz, nie będziesz gotowy na spotkanie z innymi kulturami.

Pani wyruszyła w świat z ponurej komuny, Martyna z równie zgrzebnego, bo dopiero raczkującego dzikiego kapitalizmu.

Elżbieta: Moją pierwszą podróżą była wyprawa do Chin, 1957 rok. Miałam wówczas 20 lat, skończyłam czwarty rok sinologii, miesiąc wcześniej wyszłam za mąż za Andrzeja Dzikowskiego. To była „nasza” podróż poślubna. Ja poleciałam do Chin, a mąż pojechał na wieś, na obowiązkowe brygady żniwne. Zabawiał kolegów, opowiadając niepoprawne dowcipy, ktoś doniósł i go aresztowano. Na szczęście wyszedł z więzienia dzień przed moim powrotem i powitał mnie na lotnisku z kwiatami. Do Pekinu leciałam dwa dni TU 104. Chiny były biedne, uciemiężone, maoistowskie. Teraz zadziwiają nowoczesnością. Wracałam tam wielokrotnie.

Martyna: Mam świadomość, że mój start w życie był nieporównywalnie łatwiejszy. Wychowałam się w innej Polsce, w domu, w którym dostałam dużo wsparcia, zrozumienia i poczucie bezpieczeństwa. Elżbieta miała cudowną mamę, ale dorastała w strasznych politycznie czasach. Gdy miałam piętnaście lat, powstał demokratyczny rząd Tadeusza Mazowieckiego. Czuliśmy się wolni. Piętnastoletnią Elżbietę aresztowało UB. Znalazła się w więzieniu, w którym Niemcy zamordowali jej ojca. Nie wyobrażam sobie, co czuje nastolatka, gdy doświadcza czegoś takiego.

Elżbieta: W czasie wojny ojciec był łącznikiem AK. W 1944 roku złapali go Niemcy i osadzili na zamku w Lublinie zamienionym na więzienie. Skazali na karę śmierci. Został zastrzelony podczas próby ucieczki dzień przed wyznaczoną datą egzekucji. W Międzyrzecu Podlaskim, gdzie się urodziłam i mieszkałam z mamą, wraz z kolegami i koleżankami założyliśmy tajną organizację antykomunistyczną ZEW. W 1952 r. UB aresztowało 34 uczniów, byłam jedną z najmłodszych osób. Co czułam? Nie bałam się. Znosiłam to dzielnie. Spędziłam pół roku w tym samym więzieniu co ojciec. Okazało się, że wolnym można być nawet w celi. Rok później, w wieku 16 lat, dzięki decyzji komisji odwoławczej zostałam studentką sinologii na UW. Zawsze byłam uparta. I nie wyobrażałam sobie życia bez nauki.

Martyna: Do dzisiaj ci to zostało. Elżbieta musiała wykonać pracę u podstaw, walczyć o paszport, co dziś jest dla nas niewyobrażalne, przebijać sufity, również te szklane, dotyczące kobiecych ról. Przeszłość polityczna jej w tym nie pomagała ani ponura rzeczywistość. Kiedy wyruszyłam w świat śladami Elżbiety i Tony’ego, miałam paszport w ręku, działały telefony, na mapach nie było już tylu białych plam. Realizując program Misja Martyna w trzy tygodnie oblatywałam świat. Elżbieta trzy tygodnie płynęła do Ameryki Południowej i dopiero wtedy mogła rozpocząć właściwą podróż. Filmy, które potem z zapartym tchem oglądały miliony Polaków, robili za własne pieniądze. Telewizja je tylko pokazywała. Nigdy od niej nie usłyszałam: „My to mieliśmy ciężko”. Albo: „Kiedyś było bardziej wartościowo, mądrzej”. Zachwyca mnie to, że Elżbieta cieszy się ze zmian na świecie, z tego, że ja miałam trochę łatwiej, choć też pod górę, i zawsze powtarza: „Ty dokończysz to, co ja zaczęłam”. Traktuję to jak zobowiązanie.

Elżbieta: Zawsze wierzę, że się uda. Że szklanka jest do połowy pełna. 

„Podróżować to znaczy żyć. A w każdym razie żyć podwójnie, p

Pozostało 70% artykułu

Artykuł dostępny tylko dla subskrybentów

Kup subskrypcję, aby mieć dostęp
do wszystkich artykułów miesięcznika Twój Styl

PRENUMERATA AUTOODNAWIALNA WYDAŃ CYFROWYCH

  • Wyjątkowa oferta cenowa tylko dla subskrybentów
  • Dostęp przez przeglądarkę internetową lub dedykowaną aplikację
  • Automatycznie odnawialne zamówienie bez dodatkowych procedur
  • Możliwość rezygnacji z subskrypcji w dowolnym momencie
  • Ulubione treści zawsze w zasięgu ręki

4.9 zł miesięcznie

Kup teraz
Twój Styl

Masz już wykupioną subskrypcję?

Zaloguj się