Pejzaż sentymentalny. Wywiad z Małgorzatą Kożuchowską
Zdjęcie: Piotr Porebsky, stylizacja: Maria Szaj, fryzura: Olga Belka, makijaż: Eryka Sokólska, scenografia: Marek Piotrowski. Sukienka Vicher
Tekst ukazał się w magazynie Twój Styl nr 3/2022.
Rola Stanisławy była niczym podróż w czasie. Na planie filmu „Gierek” Małgorzata Kożuchowska poczuła się jak w latach dzieciństwa. Dlatego rozmawiamy o jej zielonej meblościance, szpanerskich wtedy sztruksach z darów i występach na obozie pionierów. Ale spojrzenie wstecz pomaga ocenić tu i teraz. „Nie chodzi o to, że byliśmy młodsi. Raczej o ówczesne poczucie wspólnoty. Kiedyś bardziej liczyło się być niż mieć”.
Filmowi Stasia i Edzio wirują w tańcu, patrzą sobie miłośnie w oczy. Ona ma sukienkę w graficzne wzory, która dziś zrobiłaby furorę jako modny vintage. Jest rok 1976, sylwester. Trwa najlepsza PRL-owska dekada. Kieszonkowy dobrobyt. „Telewizor, meble, mały fiat”, spodnie dzwony, coca-cola. Czasem coś ekstra z Pewexu. Nawet ABBA do nas przyjeżdża. Gospodarka stoi na glinianych nogach, ale jeszcze mało kto zdaje sobie z tego sprawę. Niech żyje bal!
Twój STYL: Jak ci było z tymi włosami w kok à la Stasia Gierkowa?
Małgorzata Kożuchowska: Myślałam, że będzie ciężko. Ale czułam się bezpiecznie, na balu tańczyłam w nim całą noc. Lubię metamorfozy, charakteryzację, kostium. Mam „gen kameleona”, nie boję się zmian. A kok? Zamieściłam swego czasu na Instagramie zdjęcie w podobnej fryzurze, z 1997 roku. Dopisałam żartem, że już wtedy cichaczem szykowałam się do roli Stasi.
TS: Chodziła plotka, że Gierkowa latała się czesać do Paryża.
MK: Z tego, co wiem, przesadzona. Natomiast prawdą jest, że słynne garsonki szyła w zakładzie krawieckim Elegancja w Katowicach. Nawet po przeprowadzce do Warszawy, gdy Gierek został pierwszym sekretarzem KC. Była w końcu pierwszą damą i z tej okazji… przysługiwała jej prenumerata „Burdy”. Niektóre wzory były stamtąd. Ja takie sprawy akurat znakomicie pamiętam z dzieciństwa, bo mama szyła. Na maszynie Łucznik. I też brała wykroje z „Burdy”. Miała narzędzie – coś w rodzaju obrotowego nożyka jak do pizzy, ale z ząbkami. Brała rozkładane płachty z wykresami w różnych kolorach – tu rękaw, tam plecy, jeździła po nich i robiła rowki.
TS: Sukienka na filmowym sylwestrze jest pięknie uszyta.
MK: Odtworzona przez kostiumografkę Annę Szaluś na podstawie zdjęć. Jeden do jednego – taką Stasia miała podczas wizyty na Kubie. Gruby żakard ze złotą nitką, fiolet, pomarańcz, „klimtowski” wzór. Dbałość o szczegóły na planie była niesamowita. Sukienki, buty, podomki… I wałki! Obowiązkowo. Też symbol epoki. Mnie samej zdarzyło się w nich spać może raz, przed pierwszą komunią świętą, bo się uparłam. Pogoda wtedy była typu deszczograd, więc po godzinie po „korkociągach” zostało wspomnienie. Ale wracając na plan: dla aktora to marzenie zagrać w produkcji z epoki, gdzie trzeba odwzorować cały świat. Na potrzeby filmu jedna z katowickich ulic została zamknięta i zamieniona w taką z lat 70. Jakbym się przeniosła do czasów dzieciństwa!
TS: Efekt magdalenki Prousta?
MK: Było wiele takich chwil. Na przykład przychodzi Gierek do domu i mówi, że będzie jechał w delegację do Stanów. Stasia zarządza, że ma przywieźć synom dżinsy. On: po co, przecież są nasze polskie teksasy. Stasia: teksasy możesz sam nosić, synowie wysoko postawionych ludzi w partii noszą porządne amerykańskie dżinsy. Ale to nie koniec. Edward mówi, że ona w tę podróż jedzie z nim. Zdarzył się taki dubel, gdy jako Stasia z radości rzucam się na męża i… zapada się pod nami kanapa! Oczywiście nie było tego w scenariuszu! Scena jak z PRL, bo przecież – pamiętasz – wtedy wszystko było na plaster i sznurek, ledwo się trzymało, jedna wielka prowizorka.
TS: Jak to się stało, że zagrałaś Stasię? Warunki nie do końca...
MK: Sama byłam zaskoczona, kiedy zadzwonił producent Janusz Iwanowski. Wcześniej zrobiliśmy razem „Proceder”, grałam gangsterkę Łysą. Tu miałam być sekretarką, potem dziewczyną z UB. I nagle dostaję propozycję: zagrasz Stasię! Mówię: nie pasuję, jestem innej figury, będzie widać, przecież ona była dużo niższa od męża. Tym bardziej że Misiek Koterski przytył do roli i wizualnie się do Gierka upodobnił. Ale producent przekonywał, że robimy film, który jest pewną wizją artystyczną. Gierek przyjechał z Zachodu i na tle szaroburego PRL-u wyróżniają się ze Stasią eleganckim sznytem. Mama mówiła mi, że Gierek po Gomułce był faktycznie kimś takim, kto miał wizerunkowo partii pomóc. Konotacje zachodnioeuropejskie, znajomość języków, inny ubiór. Spędził kilka lat we Francji, potem w Belgii – przecież my a Zachód to były dwa różne światy. Gdy pojechałam pierwszy raz do RFN jako licealistka, byłam w szoku – że tak niedaleko od Polski było tak kompletnie inne życie, tak porażający dobrobyt. Naiwnie pytałam mamę: jak to możliwe, że oni przegrali wojnę?
TS: Jaki był twój patent na rolę?
MK: Empatia i miłość. Ambicje Stasi były związane z rodziną i domem. Nie lubiła wyjść, podczas których musiała pełnić funkcje reprezentacyjne –starałam się to pokazać. Ciekawie skonfrontować się z taką postacią, bo jest zaprzeczeniem tego, co my, kobiety, przez lata wywalczyłyśmy. To wzorzec lat 70. i wcześniejszych, kiedy żona zostawała w domu, a mąż utrzymywał rodzinę i realizował ambicje zawodowe. Nakręciliśmy charakterystyczną scenę: Gierek wraca, ona czeka na niego z miską gorącej wody, klęka, zdejmuje mu buty, skarpetki i moczy nogi. Stary śląski zwyczaj, pamiętasz z filmów Kutza? Jak górnicy wracali z szychty. Wyraz szacunku dla pracy. Scena nie weszła, będzie może w planowanym miniserialu. Stasi zarzucano, że jest mało reprezentacyjna, że nie ma wykształcenia – zresztą później zrobiła magisterkę. Koncentrowała się na prowadzeniu domu. Czy była szczęśliwa i jej to wystarczało? Wydaje się, że tak. Widzę u niej pokorę. I umiejętność odnalezienia w zastanej sytuacji tego, co cieszy i daje poczucie sensu. Moja mama pracowała zawodowo, prowadziła dom, wychowywała nas, była powiernikiem ojca. Pracował na toruńskim uniwersytecie, pisał prace naukowe, działał w Solidarności – wszystko konsultowane z mamą. Z domu mam więc wzór małżeństwa partnerskiego. Ale babcie żyły w modelu jak Stasia. Dziadek ze strony mamy był nauczycielem geografii i języka polskiego, dyrektorem szkoły w Tarnowskich Górach, babcia wychowywała trójkę dzieci. Drugi był naczelnikiem poczty w Wielkopolsce, w Pogorzeli. Babcia zajmowała się domem, czwórką dzieci, ogrodem, kurami.
TS: Znalazłam w Pomocniku historycznym. Dekada Gierka „Polityki” informację, że to właśnie może dzięki Stasi w wystąpieniach Gierka pobrzmiewały akcenty feministyczne: „kobieta powinna wyjść z zaklętego kręgu kuchni i garnków”.
MK: Są dwie biografie Gierka, ale o Stasi jest mało. Trzeba było budować ze strzępów relacji, czasami sprzecznych. Ale we wszystkich było o tym, że Gierkowie tworzyli zgodne małżeństwo. Wyszła za niego jako 18-latka, przeżyli razem 64 lata. Szkoda, że w filmie opowiadamy o czasach, kiedy już nie mieszkali z nimi synowie. Relacja z dziećmi byłaby ciekawa, zwłaszcza że Stasia ponoć świetnie sprawdzała się jako mama, a potem babcia. Mieli trzech synów, jednego stra
Pozostało 70% artykułu
Artykuł dostępny tylko dla subskrybentów
Kup subskrypcję, aby mieć dostęp
do wszystkich artykułów miesięcznika Twój Styl
PRENUMERATA AUTOODNAWIALNA WYDAŃ CYFROWYCH
- Wyjątkowa oferta cenowa tylko dla subskrybentów
- Dostęp przez przeglądarkę internetową lub dedykowaną aplikację
- Automatycznie odnawialne zamówienie bez dodatkowych procedur
- Możliwość rezygnacji z subskrypcji w dowolnym momencie
- Ulubione treści zawsze w zasięgu ręki
4.9 zł miesięcznie
Kup teraz