Otworzyć serce i dom. Katarzyna i Maciej Stuhrowie

Rozmawiała: Beata Nowicka, zdjęcie: Szymon Szcześniak/Visual Crafters

Data publikacji: 11.10.2024

Otworzyć serce i dom. Katarzyna i Maciej Stuhrowie

Tekst ukazał się w magazynie Twój STYL nr 11/2024

Są ludzie, którym nie jest wszystko jedno. Nie lubią bylejakości, nie przejdą obok, gdy ktoś cierpi. Kasia i Maciej Stuhrowie tak mają. Bez rozgłosu oddają swój dom uchodźcom, śmiało decydują o wyprowadzce na wieś, żeby mieć proste, autentyczne życie. Imponują zawodowymi eksperymentami. Gdyby istniał tytuł honorowego antycelebryty, powinien przypaść tej parze.

Bez kompromisów związek się nie uda. Oni już wiedzą, na które mogą iść, a z którymi się nie godzą. Razem od 12 lat, wciąż uczą się od siebie nawzajem. Sporo ich różni, choć są sprawy, w których się rozumieją w pełni. Maciej akceptuje kompromisy, które wzbogacają go jako człowieka. „Gdy Kasia zapytała, czy zapraszamy do domu uchodźców, dotarło do mnie, że taki pomysł prawdopodobnie w  ogóle nie przyszedłby mi do głowy”, przyznaje. Ona mówi: „Ta decyzja była ważna dla naszego związku. Pokazała, że o ważnych sprawach myślimy tak samo”. Przyjęli wiele osób – różnych narodowości, religii, ras. Wszystkich, którzy potrzebowali pomocy. Teraz warszawski dom oddali nowym gościom, sami wyprowadzili się na wieś. Maciej przygotował stand-up, z którym przejechał pół Polski: „Widok publiczności, która – bez względu na poglądy – zajarzyła mój żart, wywołuje we mnie euforię”– mówi. Kasia napisała książkę Dieta planetarna: „Bo nasz sposób życia i codzienne wybory kształtują świat, w którym żyjemy”. Nie ma planety B – tu oboje są zgodni. Nie zapominajmy o tym.

Twój STYL: Zmiany w państwa życiu: przeprowadzka na wieś, szkoła leśna syna Tadzia, pana stand-up, nowa książka Kasi. Zadedykowałaś ją synom: „Niech to będzie mój wkład w  naprawianie świata, jaki Wam zostawimy”. To dla nich zbawiasz Ziemię?

Katarzyna Błażejewska-Stuhr: Tak wzniosłych ambicji nie mam. Ale dieta planetarna, którą przekładam na polskie warunki i kulinaria, może wpłynąć na naszą przyszłość. Miesiąc temu byliśmy w Kazimierzu Dolnym. Przeprawa promowa nie działała ze względu na niski stan wody, teraz walczymy z powodzią. Żyjemy w  świecie anomalii, za które sami jesteśmy odpowiedzialni. Katastrofa klimatyczna jest faktem. Słyszałam głosy, że Polska jest zimna, więc fajnie, jeśli będzie więcej słońca i trochę cieplej. A „trochę cieplej” nie oznacza, że nad Wisłą powstanie druga Toskania, tylko, że klimat się ekstremizuje. Już mamy drastyczne susze, powodzie, huragany, grad wielkości jajek.

Maciej Stuhr: Przypomina mi się film Nie patrz w górę. To nie jest wiedza tajemna, dla wybrańców. Wystarczy się rozejrzeć i zadać pytanie, którego wielu z nas się boi: „No dobra, to co JA mogę zrobić?”. Książka Kasi daje dobre, proste, skuteczne odpowiedzi. Wszystko ma oparcie w opiniach ekspertów czasopisma „Lancet”. Imponuje mi to naukowe podejście. Ja jestem lekkoduch, a tu pani doktorantka podaje argumenty, które mają solidną podstawę.

Kasia pisze: „Nie możemy uznać, że nasze osobiste działania nie mają sensu, i poddać się, bo planety B nie ma. Stosując dietę planetarną, mamy olbrzymią siłę sprawczą”. Gotuje pan według przepisów żony?

Maciej: W kuchni jesteśmy przeciwieństwami. Ja jestem nudny i przewidywalny, lubię mieć dużo czasu, gotuję długo i trzymam się przepisu. Dostaję szału, gdy w domu nie ma jakiegoś składnika. Nie cierpię zamienników. Szpinak zastąpiony roszponką mnie nie zadowala. Kasię tak. Gdy otwieram lodówkę, mam wrażenie, że jest pusta, a Kasia, że pełna. Lubi eksperymentować, szybko wyczarowuje coś z niczego. Ja po źdźbło szafranu jeżdżę po całym mieście.

Jesteście ze sobą 12 lat, przy żonie przeszedł pan intensywną edukację kulinarną.

Maciej: Ta edukacja zaczęła się na poziomie wyborów konsumenckich. Już nie kupuję rzeczy, które przez lata wydawały mi się zdrowe, a ze zdrowiem nie mają nic wspólnego, np. płatki śniadaniowe dla dzieci. Wychowując Matyldę (23-letnia córka Macieja Stuhra z poprzedniego związku), byłem przekonany, że mleko z płatkami to świetne śniadanie. Nie miałem świadomości, że pakuję w dziecko cukier. To prehistoria. Dziś inwestujemy czas w drogocenne rośliny w ogrodzie, ale też w nasze codzienne wybory w sklepach, restauracjach. Są efekty. Chłopcy lubią frytki i pizzę, ale na śniadanie najchętniej jedzą ogórka z papryką i sałatą.

Jesteś wegetarianką. Od zawsze? Czy jadłaś kiedyś kotlety?

Katarzyna: Jadłam. W liceum, po powrocie z zimowiska, obwieściłam rodzinie, że zostaję wegetarianką. Babcia lamentowała, mama powiedziała: „Dobrze”. Po dwóch tygodniach zostawiła mnie w domu na cały dzień z kotletami z piersi indyka. Tak skończył się mój wegetarianizm. Ale rodzice dbali o ekologię i zdrowie, bo mama jest biologiem, a tata chorował na nowotwór. Dieta roślinna w sposób naturalny wypierała z rodzinnego jadłospisu mięso. Niedługo po moim eksperymencie rodzice sami przeszli na dietę wegetariańską, a ja i brat z nimi. Lubię smak mięsa, ale znając cenę tej przyjemności, potrafię jej sobie odmówić. Nie pozwalam sobie na mięso nawet okazjonalnie.

Wasza rodzina to duża drużyna: wy, Tadzio, Stasio, Matylda. Komponując menu, bierzesz to pod uwagę?

Katarzyna: Nauczyłam się tego w praktyce dietetyka klinicznego. Wiem, że im silniejsze mamy restrykcje i ograniczenia, tym trudniej w nich wytrwać. Gdybym ci powiedziała, że od dziś nie możesz jeść mięsa, czułabyś presję i prawdopodobnie w końcu złamałabyś się, a ja poniosłabym porażkę jako terapeuta. Często, mimo motywacji, żeby dbać o zdrowie, planetę czy dobrostan zwierząt, kierujemy się przyzwyczajeniami. Mam pragmatyczne podejście, wiem, że małe kroki szybciej doprowadzą nas do celu. Moja intuicja jest zgodna z wynikami badań. Co to znaczy? Jeśli dokonamy niewielkiej zmiany, np. jeden dzień bez mięsa w  tygodniu, jesteśmy na drodze do dużego celu. Psychika działa w taki sposób, że po osiągnięciu sukcesu nie osiadamy na laurach, tylko czujemy radość, dumę. Mamy poczucie sprawczości, które niesie nas dalej.

Maciej: Kasia nie jest radykałem do momentu, gdy zobaczy, jak kupuję szynkę. Kiedy to widzi, robi taką minę, że ciarki przechodzą po plecach. Kotlety i steki przestałem jeść. Z prosciutto czy mortadelą idzie mi gorzej, nadal jem, ale sporadycznie, bo mina żony jest przerażająca.

Katarzyna: Ostatnio Maciek pytał, czy zauważyłam, że od kilku miesięcy nie je mięsa. Nie zauważyłam. Przez 70 procent czasu pracuje, więc jada poza domem. W domu nie jemy mięsa, ale często robię dania, które je imitują. Chłopcy długo nie wiedzieli, że dostają „kurczaka” z grochu. Lubią panierowane

Pozostało 70% artykułu

Artykuł dostępny tylko dla subskrybentów

Kup subskrypcję, aby mieć dostęp
do wszystkich artykułów miesięcznika Twój Styl

PRENUMERATA AUTOODNAWIALNA WYDAŃ CYFROWYCH

  • Wyjątkowa oferta cenowa tylko dla subskrybentów
  • Dostęp przez przeglądarkę internetową lub dedykowaną aplikację
  • Automatycznie odnawialne zamówienie bez dodatkowych procedur
  • Możliwość rezygnacji z subskrypcji w dowolnym momencie
  • Ulubione treści zawsze w zasięgu ręki

4.9 zł miesięcznie

Kup teraz
Twój Styl

Masz już wykupioną subskrypcję?

Zaloguj się