Najtrudniej przyjrzeć się sobie. Wywiad z Małgorzatą Kożuchowską
Tekst ukazał się w magazynie Twój STYL nr 10/2023
To mit, że gdy ma się 50 lat, jak ona, trudno się zmienić. Właśnie dojrzałość daje nam to prawo: kobieta wie już, co ważne, co dobre dla niej. Małgorzata Kożuchowska po latach uczy się wreszcie brać, a nie tylko dawać, limituje obowiązki, nadaje nowy sens relacjom. Łatwiej jej żyć w świecie, który czasem ją przytłaczał. I czuje się lepiej ze sobą.
Konstancin latem. Umawiamy się w restauracji poza centrum – stara willa w zieleni, ogród daje wytchnienie od upału. Małgorzata zapada się w wygodną kanapę, wygląda świetnie. Przy lemoniadzie rozmawiamy o miejscach i ludziach, którzy wpływają na nas dobrze, wydarzeniach, które zostawiają wspomnienia, a nawet ślady. Tworzą nas? I choć chętnie wracamy „na uliczki te, znajome tak”, to bagaż doświadczeń uzupełniamy każdego dnia. A zatem… zapraszamy do Torunia, gdzie wszystko się zaczęło.
Twój STYL: Toruń – to miasto cię kształtowało?
Małgorzata Kożuchowska: Na pewno. Niedawno byłam tam z okazji 50-lecia Studia P. Stworzyła je Lucyna Sowińska, wspaniała pedagog z misją wychowywania przez teatr. Mnóstwo się tam nauczyłam, ugruntowałam wolę bycia aktorką. Jestem sentymentalna i gdy weszłam do sali, gdzie mieliśmy zajęcia, obejrzałam wspólny występ najmłodszego pokolenia i moich przyjaciół, wzruszyłam się. Wielu z nich pamięta mnie z czasów, kiedy stałam na początku mojej drogi, nieopierzona, ale pełna energii i wiary, że się uda. Toruń „wysłał” mnie w aktorski świat. Teraz planuję podróż – sentymentalną dla mnie i pierwszą dla Jasia. Chcę mu pokazać, jakie to piękne miejsce.
Zgadzasz się, że styl miasta, architektura budują wrażliwość na piękno, wyrabiają estetykę?
Zdecydowanie. Wychowałam się w wieżowcu z wielkiej płyty na Rubinkowie. Okna mieszkania wychodziły na tyły supersamu, gdzie była rampa dla ciężarówek, skup butelek i makulatury. Niezbyt zachwycające miejsce. Ale od szóstej klasy chodziłam na zajęcia do Studia P. w Młodzieżowym Domu Kultury na Przedzamczu. Dwa razy w tygodniu biegłam ulicami Starego Miasta, mijając gotyckie kościoły i kamienice. W tle ruiny zamku krzyżackiego, niepowtarzalny klimat. Obcowanie z wyjątkową architekturą miało znaczenie. Także z przyrodą. Osiedle, na którym mieszkaliśmy, mieściło się przy wylotówce z miasta, wystarczyło wsiąść na rower i za chwilę było się w lesie albo na łąkach i nad Wisłą. Trochę dalej płynęła Drwęca. Jeździłam z tatą na wycieczki, na grzyby. To kształtowało moją wrażliwość.
„Czasu i przestrzeni doświadczamy w dużej mierze nieświadomie” – napisała w Biegunach Olga Tokarczuk. Wystarczy być, żeby coś ważnego z danego miejsca zabrać?
Możliwe. Ale trzeba patrzeć. Umieć się zachwycić, docenić. Lubię podróże i staram się zarazić syna ciekawością świata. Miejsca są ważne ze względu na to, co się tam przeżyło, kogo spotkało. Niedawno zapytałam: „Jasiu, która z naszych wypraw podobała ci się najbardziej?”. Nie miał wątpliwości: „Ta weekendowa na Mazury!”. Wynajęliśmy domek, byłam ja, Jaś, jego przyjaciel i mój tata. Wcześniej Jasio był z nami w wielu pięknych zakątkach świata. Ale przywołał wspomnienie wędzonych sielaw, wypraw do Kadzidłowa, gdzie oglądaliśmy zwierzęta i uratowane ptaki, zamku w Rynie, dnia spędzonego na łódce. Atrakcyjne i ważne okazało się, że byliśmy razem, że Jaś musiał być bardziej samodzielny, pomagać mamie. „Mazury” stały się hasłem, fleszem, symbolem wspólnego doświadczenia.
Kiedy zabierzesz Jasia do Torunia, zetknie się z „hasłowym” Kopernikiem. Co powiesz, gdy zapyta: Mamo, o co chodzi z tym gościem? I tylko pozornie to pytanie żartobliwe. Miejsca to także ludzie symbole.
O tak, za granicą zawsze mówię: Jestem z Torunia, miasta, w którym urodził się Mikołaj Kopernik. To ikona. Ale jest w nim jednak coś ludzkiego, co mnie porusza. Pomyśl, w tamtych czasach stać było zakonnika z Torunia, miasta bynajmniej nie formatu Paryża, żeby przeprowadzić taką rewolucję. Jaką musiał mieć siłę, wiarę w siebie. Nie dopuszczał myśli, że się pomylił… Uważam, że to imponujące.
Był człowiekiem z krwi i kości. Podobno uwielbiał kobiety i potrafił zgasić biskupa, który go pouczał: „Mikołaju, skończ z kochankami!”. Odparował: „Ksiądz biskup robi to samo, proszę się odczepić!”. To jest chyba o ściąganiu posągowych postaci na ziemię. Ważne w dobie, gdy autorytety się kruszą.
Zgoda, czasem musimy sobie radzić z trudną wiedzą, która nagle burzy coś, co wydawało się spiżem. Może boleć, gdy w miarę upływu lat odkrywamy, że świat nie jest idealny. W domu nie zostałam na to przygotowana. Wychowałam się w atmosferze bezpieczeństwa i wiary w ludzi. Kiedy zaczęłam życie na własną rękę, byłam zaskoczona, że ktoś może mnie bezinteresownie skrzywdzić, hejtować. Pamiętam pewien moment. Rok chyba 2003, początki internetu. Dostałam pierwszą Telekamerę. Przechodziłam wtedy kryzys w życiu osobistym, nagroda dała mi potwierdzenie, że to, co robię, jest komuś potrzebne, podoba się. Na galę uczesałam się w słynny – jak się okazało – kok. Wieczorem mnie podkusiło, weszłam na portal plotkarski. A tam… mnóstwo złych komentarzy skierowanych do mnie osobiście. Radość prysła. Przeżywałam: jak można tak ranić z powodu głupiej fryzury? To zmieniło moją optykę. Zrozumiałam, że świat nie zawsze będzie mi sprzyjał.
À propos, w toruńskim planetarium można obejrzeć ciekawy eksperyment Coriolisa. W uproszczeniu: to, co wydaje się niezmienne, poruszające się po prostym torze, w rzeczywistości ulega odchyleniom. Złudzenie bierze się stąd, że tkwimy w nieruchomym punkcie obserwacyjnym. Zgadzasz się z wnioskiem: lepiej uelastycznić podejście do życia?
Tak. Mam 52 lata i wiem, że zmiana podejścia nie mówi o braku konsekwencji. Przykład: relacje z dziećmi. Jestem dojrzałą mamą ośmiolatka. Miałam czas, żeby doświadczyć zmiany w podejściu do wychowania. Moje pokolenie słyszało: masz słuchać dorosłych, nie dyskutuj. Ja pytam Jasia o jego emocje, chcę, żeby nauczył się nazywać to, co czuje. Mieliśmy problem z tabliczką mnożenia. Jasiu się złościł: „Nigdy się tego nie nauczę!”. On wybucha, a potem zamyka się w swoim pokoju. Potrzebuje czasu, a ja staram się w to nie ingerować. Bo kiedy w jego wieku zachowywałam się analogicznie, mój tata przychodził do mnie za wcześnie. Mój gniew jeszcze buzował, nie byłam gotowa na jego przeprosiny. Potem były ciche dni i na koniec to ja musiałam przepraszać. Teraz czekam, aż Jasio sam do mnie wróci. Zazwyczaj mówi: „Mama, miałaś rację”. I to mnie w
Pozostało 70% artykułu
Artykuł dostępny tylko dla subskrybentów
Kup subskrypcję, aby mieć dostęp
do wszystkich artykułów miesięcznika Twój Styl
PRENUMERATA AUTOODNAWIALNA WYDAŃ CYFROWYCH
- Wyjątkowa oferta cenowa tylko dla subskrybentów
- Dostęp przez przeglądarkę internetową lub dedykowaną aplikację
- Automatycznie odnawialne zamówienie bez dodatkowych procedur
- Możliwość rezygnacji z subskrypcji w dowolnym momencie
- Ulubione treści zawsze w zasięgu ręki
4.9 zł miesięcznie
Kup teraz