Najtrudniej przyjrzeć się sobie. Wywiad z Małgorzatą Kożuchowską

Rozmawiała: Agnieszka Litorowicz-Siegert, zdjęcie: Marcin Tyszka

Data publikacji: 13.09.2023

Najtrudniej przyjrzeć się sobie. Wywiad z Małgorzatą Kożuchowską

Tekst ukazał się w magazynie Twój STYL nr 10/2023

To mit, że gdy ma się 50  lat, jak ona, trudno się zmienić. Właśnie dojrzałość daje nam to prawo: kobieta wie już, co ważne, co  dobre dla niej. Małgorzata Kożuchowska po latach uczy się wreszcie brać, a  nie tylko dawać, limituje obowiązki, nadaje nowy sens relacjom. Łatwiej jej żyć w  świecie, który czasem ją przytłaczał. I  czuje się lepiej ze sobą.

Konstancin latem. Umawiamy się w  restauracji poza centrum – stara willa w  zieleni, ogród daje wytchnienie od upału. Małgorzata zapada się w  wygodną kanapę, wygląda świetnie. Przy lemoniadzie rozmawiamy o  miejscach i  ludziach, którzy wpływają na nas dobrze, wydarzeniach, które zostawiają wspomnienia, a  nawet ślady. Tworzą nas? I  choć chętnie wracamy „na uliczki te, znajome tak”, to bagaż doświadczeń uzupełniamy każdego dnia. A zatem… zapraszamy do Torunia, gdzie wszystko się zaczęło.  

Twój STYL: Toruń – to miasto cię kształtowało?

Małgorzata Kożuchowska: Na pewno. Niedawno byłam tam z  okazji 50-lecia Studia P. Stworzyła je Lucyna Sowińska, wspaniała pedagog z  misją wychowywania przez teatr. Mnóstwo się tam nauczyłam, ugruntowałam wolę bycia aktorką. Jestem sentymentalna i  gdy weszłam do sali, gdzie mieliśmy zajęcia, obejrzałam wspólny występ najmłodszego pokolenia i  moich przyjaciół, wzruszyłam się. Wielu z  nich pamięta mnie z  czasów, kiedy stałam na początku mojej drogi, nieopierzona, ale pełna energii i  wiary, że się uda. Toruń „wysłał” mnie w  aktorski świat. Teraz planuję podróż – sentymentalną dla mnie i  pierwszą dla Jasia. Chcę mu pokazać, jakie to piękne miejsce.

Zgadzasz się, że styl miasta, architektura budują wrażliwość na piękno, wyrabiają estetykę?

Zdecydowanie. Wychowałam się w wieżowcu z wielkiej płyty na Rubinkowie. Okna mieszkania wychodziły na tyły supersamu, gdzie była rampa dla ciężarówek, skup butelek i makulatury. Niezbyt zachwycające miejsce. Ale od szóstej klasy chodziłam na zajęcia do Studia P. w  Młodzieżowym Domu Kultury na Przedzamczu. Dwa razy w  tygodniu biegłam ulicami Starego Miasta, mijając gotyckie kościoły i kamienice. W tle ruiny zamku krzyżackiego, niepowtarzalny klimat. Obcowanie z  wyjątkową architekturą miało znaczenie. Także z przyrodą. Osiedle, na którym mieszkaliśmy, mieściło się przy wylotówce z  miasta, wystarczyło wsiąść na rower i  za chwilę było się w  lesie albo na łąkach i  nad Wisłą. Trochę dalej płynęła Drwęca. Jeździłam z  tatą na wycieczki, na grzyby. To kształtowało moją wrażliwość.

„Czasu i  przestrzeni doświadczamy w  dużej mierze nieświadomie” – napisała w  Biegunach Olga Tokarczuk. Wystarczy być, żeby coś ważnego z  danego miejsca zabrać?

Możliwe. Ale trzeba patrzeć. Umieć się zachwycić, docenić. Lubię podróże i  staram się zarazić syna ciekawością świata. Miejsca są ważne ze względu na to, co się tam przeżyło, kogo spotkało. Niedawno zapytałam: „Jasiu, która z  naszych wypraw podobała ci się najbardziej?”. Nie miał wątpliwości: „Ta weekendowa na Mazury!”. Wynajęliśmy domek, byłam ja, Jaś, jego przyjaciel i mój tata. Wcześniej Jasio był z nami w wielu pięknych zakątkach świata. Ale przywołał wspomnienie wędzonych sielaw, wypraw do Kadzidłowa, gdzie oglądaliśmy zwierzęta i uratowane ptaki, zamku w Rynie, dnia spędzonego na łódce. Atrakcyjne i  ważne okazało się, że byliśmy razem, że Jaś musiał być bardziej samodzielny, pomagać mamie. „Mazury” stały się hasłem, fleszem, symbolem wspólnego doświadczenia.

Kiedy zabierzesz Jasia do Torunia, zetknie się z „hasłowym” Kopernikiem. Co powiesz, gdy zapyta: Mamo, o co chodzi z tym gościem? I tylko pozornie to pytanie żartobliwe. Miejsca to także ludzie symbole.

O  tak, za granicą zawsze mówię: Jestem z Torunia, miasta, w którym urodził się Mikołaj Kopernik. To ikona. Ale jest w  nim jednak coś ludzkiego, co mnie porusza. Pomyśl, w  tamtych czasach stać było zakonnika z Torunia, miasta bynajmniej nie formatu Paryża, żeby przeprowadzić taką rewolucję. Jaką musiał mieć siłę, wiarę w siebie. Nie dopuszczał myśli, że się pomylił… Uważam, że to imponujące.

Był człowiekiem z krwi i kości. Podobno uwielbiał kobiety i potrafił zgasić biskupa, który go pouczał: „Mikołaju, skończ z kochankami!”. Odparował: „Ksiądz biskup robi to samo, proszę się odczepić!”. To jest chyba o ściąganiu posągowych postaci na ziemię. Ważne w dobie, gdy autorytety się kruszą.

Zgoda, czasem musimy sobie radzić z trudną wiedzą, która nagle burzy coś, co wydawało się spiżem. Może boleć, gdy w  miarę upływu lat odkrywamy, że świat nie jest idealny. W  domu nie zostałam na to przygotowana. Wychowałam się w  atmosferze bezpieczeństwa i wiary w ludzi. Kiedy zaczęłam życie na własną rękę, byłam zaskoczona, że ktoś może mnie bezinteresownie skrzywdzić, hejtować. Pamiętam pewien moment. Rok chyba 2003, początki internetu. Dostałam pierwszą Telekamerę. Przechodziłam wtedy kryzys w  życiu osobistym, nagroda dała mi potwierdzenie, że to, co robię, jest komuś potrzebne, podoba się. Na galę uczesałam się w słynny – jak się okazało – kok. Wieczorem mnie podkusiło, weszłam na portal plotkarski. A  tam… mnóstwo złych komentarzy skierowanych do mnie osobiście. Radość prysła. Przeżywałam: jak można tak ranić z powodu głupiej fryzury? To zmieniło moją optykę. Zrozumiałam, że świat nie zawsze będzie mi sprzyjał.

À  propos, w  toruńskim planetarium można obejrzeć ciekawy eksperyment Coriolisa. W  uproszczeniu: to, co wydaje się niezmienne, poruszające się po prostym torze, w  rzeczywistości ulega odchyleniom. Złudzenie bierze się stąd, że tkwimy w  nieruchomym punkcie obserwacyjnym. Zgadzasz się z  wnioskiem: lepiej uelastycznić podejście do życia?

Tak. Mam 52 lata i  wiem, że zmiana podejścia nie mówi o  braku konsekwencji. Przykład: relacje z  dziećmi. Jestem dojrzałą mamą ośmiolatka. Miałam czas, żeby doświadczyć zmiany w podejściu do wychowania. Moje pokolenie słyszało: masz słuchać dorosłych, nie dyskutuj. Ja pytam Jasia o  jego emocje, chcę, żeby nauczył się nazywać to, co czuje. Mieliśmy problem z  tabliczką mnożenia. Jasiu się złościł: „Nigdy się tego nie nauczę!”. On wybucha, a potem zamyka się w swoim pokoju. Potrzebuje czasu, a ja staram się w to nie ingerować. Bo kiedy w  jego wieku zachowywałam się analogicznie, mój tata przychodził do mnie za wcześnie. Mój gniew jeszcze buzował, nie byłam gotowa na jego przeprosiny. Potem były ciche dni i na koniec to ja musiałam przepraszać. Teraz czekam, aż Jasio sam do mnie wróci. Zazwyczaj mówi: „Mama, miałaś rację”. I to mnie w

Pozostało 70% artykułu

Artykuł dostępny tylko dla subskrybentów

Kup subskrypcję, aby mieć dostęp
do wszystkich artykułów miesięcznika Twój Styl

PRENUMERATA AUTOODNAWIALNA WYDAŃ CYFROWYCH

  • Wyjątkowa oferta cenowa tylko dla subskrybentów
  • Dostęp przez przeglądarkę internetową lub dedykowaną aplikację
  • Automatycznie odnawialne zamówienie bez dodatkowych procedur
  • Możliwość rezygnacji z subskrypcji w dowolnym momencie
  • Ulubione treści zawsze w zasięgu ręki

4.9 zł miesięcznie

Kup teraz
Twój Styl

Masz już wykupioną subskrypcję?

Zaloguj się