Mam jeszcze dużo planów. Wywiad z Martyną Wojciechowską
Tekst ukazał się w magazynie PANI nr 9/2024
Ma wizerunek siłaczki, ale potrafi okazać słabość. Otwarcie mówi o tym, że poszła na terapię. Zrobiła to dla córki, bo nie chce, żeby powtarzała jej błędy. Osobiste doświadczenia skłoniły też Martynę Wojciechowską do zaangażowania się w walkę o zdrowie psychiczne młodych ludzi.
PANI: We wrześniu kończysz 50 lat. Urodziny spędzisz w domu czy gdzieś na krańcu świata?
MARTYNA WOJCIECHOWSKA: Nie przywiązuję zbyt dużej wagi do rocznic, wystawnych imprez unikam, więc raczej będę gdzieś w wąskim gronie przyjaciół. Ale faktycznie ten rok skłania do pewnych podsumowań i refleksji. Ja kończę 50 lat, program „Kobieta na krańcu świata” - 15, moja Fundacja UNAWEZA - 5. Zresztą fundacja nieprzypadkowo została założona 28 września – to był prezent, który zrobiłam sobie samej na urodziny. I wtedy urządziłam huczną imprezę. (śmiech)
Jak wypada to podsumowanie?
Myślę, że przeżyłam tych 50 lat w sposób pełny. Dużo zrobiłam, chociaż pewnie mogłam jeszcze więcej. Mam na koncie wiele doświadczeń, mnóstwo wspomnień. Nie wszystkie są pozytywne, ale myślę, że najważniejsze jest podejmowanie próby. Bo ostatecznie człowiek najbardziej żałuje tego, czego chociaż nie spróbował zrobić. Więc mogę powiedzieć, że to było 50 wspaniałych lat. I mam nadzieję, że kolejne 50 będzie jeszcze lepsze.
A jednak zaczęłaś od stwierdzenia, że mogłaś zrobić jeszcze więcej. Nie stawiasz sobie poprzeczki za wysoko?
Dlatego mam na sobie koszulkę z napisem „I am enough”. Noszę ją często, żeby sobie przypominać, że jestem wystarczająca. Stworzyłam to hasło dla mojej fundacji, ale też dla siebie samej. Ludzie generalnie, ale kobiety w szczególności, cierpią na tzw. syndrom oszustki. Uważamy, że jesteśmy niewystarczająco mądre, ładne, dowcipne, seksowne i zdolne, że nie zasługujemy na miejsce, w którym jesteśmy. I że za chwilę ktoś nas na pewno zdemaskuje. W zeszłym roku zostałam zaproszona na Pol’and’Rock Festival Jurka Owsiaka i dręczyło mnie przekonanie, że skoro tam dzieje się tyle wspaniałych rzeczy, to na spotkanie ze mną na pewno nikt nie przyjdzie. A przyszło 10 tys. osób! Innym razem prowadziłam wykład na Uniwersytecie Jagiellońskim, Auditorium Maximum wypełnione po brzegi, a ja zastanawiałam się, w którym momencie ci ludzie odkryją, że wcale nie jestem taka ciekawa i inspirująca, jak mogło im się wydawać. Wiem, że wciąż mam do wykonania pracę nad sobą, nad poczuciem własnej wartości. Ale na szczęście coraz częściej pamiętam, że jestem wystarczająca. To między innymi przychodzi z wiekiem.
Jakie są zalety dojrzałej kobiecości?
Młodość jest wspaniała, bo często niesie ze sobą brak rozumienia konsekwencji, więc także odwagę w podejmowaniu działań, których później już by się tak ochoczo nie podjęło. Tęsknię za pewnymi aspektami młodości, np. za tym, że można przetańczyć całą noc, a nad ranem iść do pracy jak gdyby nigdy nic. Ja już potrzebuję czasu na regenerację i to pewna nowość. (śmiech) Dla mnie dojrzałość to większa świadomość samej siebie. Większy luz. Przede wszystkim w formułowaniu myśli i wypowiadaniu ich na głos. Już nie zamartwiam się tym, jak to zostanie odebrane i „co ludzie powiedzą”. Dziś otaczają mnie głównie kobiety i obserwuję, jakie są mądre, inspirujące, jak z upływem czasu rozwijają skrzydła. Dla wielu z nas wiek dojrzały to nowe otwarcie, zaczynamy oddychać pełną piersią. A dla mężczyzn to często początek poważnego kryzysu, wejście w tzw. smugę cienia. Tak jakby kobiety i mężczyźni w tym wieku zupełnie się mijali.
Upływ czasu naprawdę cię nie martwi?
O ciele zawsze myślałam w kategoriach organizmu, który warto, żeby był sprawny, żebym mogła wejść na Mount Everest, przejechać Rajd Dakar czy zanurkować na 125 metrów, a nie spełniać wyśrubowane standardy dotyczące wyglądu. Więc uważam, że dopóki to wszystko się trzyma i działa, jest dobrze. Moje ciało pokryte jest bliznami i wielokrotnie słyszałam pytanie, czy nie chciałabym ich usunąć, żeby wyglądać lepiej. Ale po co? To moja historia. W upływie czasu bardziej niepokoi mnie to, że nie będę już biegać tak szybko, wspinać się tak wysoko, że będę tracić koncentrację. Może nie pojadę do tych wszystkich niesamowitych miejsc, do których chciałabym pojechać, bo nie zdążę. Ale mogę tę drugą część życia spędzić na zamartwianiu się albo skupić na tym, co mogę zrobić. Wybieram to drugie. Mam jeszcze dużo planów.
Na Instagramie obserwują cię ponad 2 mln osób, jesteś nieustannie poddawana ocenie. I nie zawsze jest to przyjemna ocena. Nabrałaś odporności?
Żyjemy w kulturze, która nie premiuje sukcesów, tylko skupia się na śledzeniu upadków. A kształtowanie się postaw zaczyna się tak naprawdę w domu. Dzieci obserwują, w jaki sposób rodzice rozmawiają ze sobą o innych. Widzą, jak mama i tata, siedząc przed telewizorem, komentują, jaka ta jest gruba i brzydka, a tamten stary i głupi. Potem w świat wychodzi pokolenie, które uważa, że każdy może w swobodny i mało życzliwy sposób wypowiadać się o drugim człowieku i że to jest OK. A czy ja uodporniłam się na nieprzyjemne komentarze? Nie. One wciąż mnie dotykają. Ale nie chcę się uodpornić. To oznaczałoby, że stępiłam w sobie zakres odczuwanych emocji. A ja ich bardzo potrzebuję, bo dzięki temu jestem w stanie jeździć na krańce świata, usiąść przy stole z kimś o innym kolorze skóry, wyznaniu, o innej orientacji seksualnej, żyjącym w innym kręgu kulturowym i uruchomić całą swoją empatię, żeby go jak najlepiej zrozumieć. Moim zdaniem nie da się wyciąć emocji z jednego obszaru życia, a zostawić w innym. W każdym razie ja tego nie potrafię. Więc jeśli ceną za moją wrażliwość, może wręcz nadwrażliwość, jest to, że czasem boli, to trudno. Chcę czuć wszystko na sto procent.
Najczęściej uczymy się na błędach. Jaka jest najcenniejsza lekcja, którą wyciągnęłaś?
W życiu naprawdę wiele rzeczy mi nie wyszło. Zaczynając od tego, że nie wyszła mi ucieczka z domu, kiedy miałam trzy czy cztery lata. A była to bardzo poważna, zaplanowana próba. (śmiech) Nie wyszło mi też zostanie przedszkolakiem, bo po dwóch tygodniach powiedzieli mojej mamie, że się „nie nadaję” i mnie wyrzucili. Potem często miałam poczucie nieprzystawania do różnych miejsc, sytuacji, układów. Ale to mnie ukształtowało, porażki były dla mnie najbardziej rozwijające. Zrozumiałam, że trzeba realizować marzenia i dążyć do celu, ale warto mieć też w sobie gotowość, żeby powiedzieć: „OK, zobaczyłam, dotknęłam, a teraz już wiem, że to jednak nie dla mnie”. I pójść zupełnie inną drogą.
To brzmi, jakby nie było w tobie strachu przed porażką.
Ależ jest! Każdy z nas ma prawo się bać. Tyle że ja, mimo lęku, nie rezygnuję z podejmowania prób, czasem wielokrotnie. Myślę, że w dużej mierze to zasługa mojej mamy, która nigdy nie wytykała mi błędów, ani razu nie usłyszałam od niej: „Daj sobie spokój”. Po prostu wierzę, że odwaga to kwestia decyzji i że z działaniem nie warto czekać, aż strach minie, bo on czasem nie mija. Więc robię swoje. Oczywiście bywa to trudne, upadki na kolana bolą. Ale warto.
Co dzisiaj najbardziej w sobie lubisz?
Właśnie odwagę. Oraz wrażliwość i wytrwałość. Ostatnio zapytałam moją szesnastoletnią córkę Marysię, co we mnie ceni, i zgadnij, co odpowiedziała.
Niezależność?
Sprawczość. To, że nie czekam na zmiany, tylko sama jestem zmianą. I że dzięki temu wie, że z każdej sytuacji jest jakieś wyjście. Ale podoba mi się twoja odpowiedź. Myślę, że jestem bardzo niezależna, i też to w sobie lubię.
Jesteś aktywistką, podróżniczką, dziennikarką, ale też matką…
…przede wszystkim mamą. Mam jasno określone priorytety i macierzyństwo to moja najważniejsza rola.
Marysia stoi na progu dorosłości, zaraz wyfrunie z domu.
Jestem szczęśliwa, obserwując, jak moja córka się usamodzielnia, jak staje się niezależna w swoich wyborach. Ostatnio, kiedy nagrywaliśmy kolejny odcinek programu „Kobieta na krańcu świata” i jechaliśmy wiele godzin samochodem z moim operatorem, z którym pracuję ponad 20 lat, a który ma dzieci w podobnym wieku, zaczęliśmy się zastanawiać, co zrobimy, jak one pójdą w świat. I doszliśmy do wniosku, że teraz jedziemy na zdjęcia i myślimy, ż
Pozostało 70% artykułu
Artykuł dostępny tylko dla subskrybentów
Kup subskrypcję, aby mieć dostęp
do wszystkich artykułów miesięcznika Pani
PRENUMERATA AUTOODNAWIALNA WYDAŃ CYFROWYCH
- Wyjątkowa oferta cenowa tylko dla subskrybentów
- Dostęp przez przeglądarkę internetową lub dedykowaną aplikację
- Automatycznie odnawialne zamówienie bez dodatkowych procedur
- Możliwość rezygnacji z subskrypcji w dowolnym momencie
- Ulubione treści zawsze w zasięgu ręki
4.9 zł miesięcznie
Kup teraz