Lidia Popiel | Nic nie muszę, mogę wszystko
Tekst ukazał się w magazynie PANI nr 9/2025
Przekorna. Lubi chodzić pod prąd, unika schematów, walczy ze stereotypami. Spódnica mini? Długie, siwe włosy? Proszę bardzo! Lidia Popiel to ceniona fotografka, która na nowo podbija światowe wybiegi mody.
PANI: Często słyszysz, że jesteś piękna?
LIDIA POPIEL: Zdarza się. (śmiech) I za każdym razem czuję się nieco dziwnie…
Dlaczego?
Bo może to żarty? Jakaś forma przekomarzania się? Oczywiście komplementy są miłe, ale ja nie zachwycam się sobą. Nie stoję przed lustrem, mówiąc: „Lideczko, ale ty świetnie wyglądasz!”. Lubię czuć się zadbana czy dobrze się ubrać, ale pielęgnuję w sobie dystans do fizyczności. Zresztą nie tylko własnej, piękna wolę doszukiwać się wewnątrz, a nie na zewnątrz.
Zapytałam cię o to, bo niecałe trzy lata temu podpisałaś kontrakt z agencją modelek. Pracujesz na całym świecie, jeździsz na fashion weeks. A przecież jesteś też cenioną fotografką i wykładowczynią, miałaś co robić.
Zawsze mam co robić, jednak moda zajmuje szczególne miejsce w moim życiu. A agencja Selective Models nie tylko idzie zgodnie z trendami, ale też ma ogromne serce do ludzi. Ich propozycja była dla mnie wzmacniająca, bo przez całe życie na coś było się „za starym”. Ale zmiany nadeszły i teraz liczy się różnorodność. Przed obiektywem może stanąć każdy, kto ma tylko ochotę powalczyć w tym zakresie. Co prawda uczestnictwo w castingach nie jest łatwe, jednak można się przyzwyczaić. Ja nigdy nie goniłam za wieczną młodością, ale za dobrym samopoczuciem już tak. (śmiech) I z wiekiem czuję się lepiej: wolna, pewna siebie. Ale presja bycia młodą napierała z każdej strony i z tyłu głowy czasami pojawiało się: „A może powinnam…”.
Naprawdę uważałaś, że cokolwiek powinnaś?
Nie oszukujmy się, obserwowanie zmian, które czas rzeźbi na mojej twarzy i ciele, nie jest łatwe. Nie lubię faktu, że się starzeję. Coraz bliżej mi do siedemdziesiątki, a przecież w środku dalej czuję się na 17 lat. Kiedy oglądam swoje nowe zdjęcia, to ze zdziwieniem zauważam, że tu już coś wisi, tam się marszczy, a jeszcze niedawno się nie marszczyło. Ale taka jest kolej rzeczy. Podoba mi się ten nowy, coraz powszechniejszy trend w fotografii mody, że nie wszystko musi być idealne. Bo życie nie kończy się razem z gładką skórą. Dlatego nie rozdzieram szat, kiedy fotograf użyje światła, w którym jeszcze wyraźniej te moje zmarszczki widać. Powoli przyzwyczajam się do takiego obrazu. (śmiech)
Najczęściej słyszałaś, że na co jesteś za stara?
Na długie włosy. Wielokrotnie mówiono, że „w tym wieku” powinnam już je ściąć, bo to fryzura zarezerwowana dla młodych kobiet. A ja nienawidzę stereotypów. Więc na początku długie włosy nosiłam dlatego, że po podobało mi się, jak swobodnie powiewają na wietrze, ale z czasem stały się symbolem mojej niezależności. Formą manifestacji, że to ja decyduję o sobie. Podobnie było z siwizną. Pamiętam, kiedy ktoś patrząc na mnie, rzucił niewinny z pozoru komentarz: „Ja też muszę ufarbować odrosty”. Wtedy pomyślałam: „No błagam, czy ja powiedziałam, że coś muszę?!”. I postanowiłam, że nie będę farbowała włosów. Zresztą może jeszcze kiedyś to zrobię, ale wtedy, kiedy to ja zechcę.
Coś jeszcze?
Że kobiecie „w pewnym wieku” nie wypada malować ust na czerwono, bo to epatowanie seksualnością. A ja uwielbiam czerwoną szminkę! To samo dotyczy minispódniczek, przykłady można by mnożyć. Takie schematyczne myślenie wciąż jest żywe. Zaczyna się już w dzieciństwie od drobiazgów typu „trzymaj złączone nogi, jak siedzisz” czy „bądź skromna”, a potem zamienia się w bardziej radykalne postawy. Miałam to szczęście, że wychowałam się w tolerancyjnym domu. Zresztą od urodzenia mam w sobie przekorę i zawsze buntowałam się przeciwko robieniu czegoś tylko dlatego, że ktoś mi każe. Oczywiście nie uważam, że każda dojrzała kobieta powinna w ramach protestu malować usta na krwistą czerwień, nosić mini i zapuszczać włosy, ale chciałabym, żeby to było normalne. Trzeba uczyć ludzi, że mogą robić, co chcą. Myślenie w kategoriach „wypada – nie wypada”, „przystoi – nie przystoi” to jest absurd.
Patrzysz na swoje zdjęcia oczami fotografki?
Nie przepadam za oglądaniem siebie na zdjęciach. Ale też nie uważam, że muszę się sobie podobać. Bo fotografia ma być prawdziwa. Podczas sesji nie sprawdzam efektów, nie zaglądam fotografowi przez ramię i nie kontroluję, jak wyszłam. Na pewno jako modelce bardzo pomaga mi wiedza o fotografii. Wiem, jak układa się moje ciało, ubranie na nim, ale też jak działają obiektywy.
Zaczynałaś przygodę z modelingiem, kiedy miałaś 17 lat. To był zawód twoich marzeń?
Absolutnie nie. (śmiech) Myślałam wtedy o studiach ekonomicznych. Kochałam muzykę, często bywałam na koncertach i obracałam się w kręgach artystycznych, więc miałam wielu zaprzyjaźnionych fotografów. Zazwyczaj włóczyłam się z nimi po Warszawie, ale kiedy pewnego dnia komuś zabrakło modelki do sesji dla „Przyjaciółki”, to poprosił, żebym zapozowała. I jakoś to poszło… Pierwsze kroki na wybiegu stawiałam w Instytucie Wzornictwa Przemysłowego. To były świetne, odważne projekty, na dodatek uszyte z fantastycznych tkanin. A że miałam zdolności plastyczne, to podczas pokazów czy sesji odpowiadałam również za stylizacje, wykonywałam makijaże, układałam fryzury. Robiłam tapir na głowie m.in. Majce Jeżowskiej i Ani Jurksztowicz. (śmiech) Moda zawsze mnie ciekawiła. Jako dorastająca, trzynasto–, może czternastoletnia dziewczyna jeździłam wieczorami do centrum, do salonu prasowego Empik, i wertowałam zagraniczne magazyny. Tę miłość do mody miałam po mamie, która uwielbiała ładnie się ubrać. Trochę później w rubryce o modzie w czasopiśmie „Scena” ilustrowałam teksty właśnie wyciętymi z zagranicznej prasy zdjęciami. To był środek lat 80. i o czymś takim jak prawa autorskie najwyraźniej nikt nie słyszał. (śmiech)
Twoi rodzice nie bali się, że to świat pełen pokus?
Zawsze dostawałam od nich dużo wolności. Mama mówiła tylko: „Jak będziesz miała ochotę wpakować się w jakąś aferę, to przypomnij sobie, że ja ci zaufałam”. Ta jej wiara we mnie dodawała mi pewności siebie. Kiedy miałam 19 lat, odważyłam się sama wyjechać do Paryża, mieszkałam tam i pracowałam przez pół roku. To był zupełnie inny, fascynujący świat. Będąc modelką, nosiłam te piękne ubrania, które wcześniej oglądałam w gazetach – kompletna abstrakcja! Tamten wyjazd nauczył mnie nie tylko samodzielności, ale przede wszystkim decydowania o sobie samej. I już nigdy nie dałam sobie tego prawa odebrać.
Nie chciałaś tam zostać?
Marzyłam o tym. Zresztą kiedy przyleciałam do Warszawy, byłam przekonana, że to tylko na chwilę. Ale wydarzył się stan wojenny. Na dodatek zostałam wezwana na przesłuchanie, podczas którego musiałam tłumaczyć, czemu wróciłam do kraju później, niż powinnam, już po wyznaczonym terminie. Przestraszyłam się. Więc kiedy stan wojenny się skończył, nie próbowałam odzyskać paszportu. Zostałam.
Kiedyś powiedziałaś, że dzięki modelingowi polubiłaś samotność.
I dzięki modelingowi, i dzięki fotografowaniu. Bo to są zawody, w których nie masz swojego stałego miejsca. Ekipy ciągle się zmieniają, ludzie przychodzą i odchodzą. Praca raz jest, a za chwilę jej nie ma. To uczy, że nie można się do niczego przywiązywać. I że nie należy mieć zbyt wielkich oczekiwań. Ale wiesz co? Ja tę samotność nie tylko lubię, ja jej wręcz potrzebuję. Cisza pomaga poukładać różne rzeczy w głowie.
Mim
Pozostało 70% artykułu
Artykuł dostępny tylko dla subskrybentów
Kup subskrypcję, aby mieć dostęp
do wszystkich artykułów miesięcznika Pani
PRENUMERATA AUTOODNAWIALNA WYDAŃ CYFROWYCH
- Wyjątkowa oferta cenowa tylko dla subskrybentów
- Dostęp przez przeglądarkę internetową lub dedykowaną aplikację
- Automatycznie odnawialne zamówienie bez dodatkowych procedur
- Możliwość rezygnacji z subskrypcji w dowolnym momencie
- Ulubione treści zawsze w zasięgu ręki
4.9 zł miesięcznie
Kup teraz