Krystyna Janda & Jadwiga Jaworska | Historie RODZINNE
Tekst ukazał się w magazynie PANI nr 6/2024
Krystyna Janda mówi o sobie, że jest babcią niekonwencjonalną. Organizatorką życia, która scala rodzinę. Autorytet, punkt odniesienia – tak określa ją z kolei wnuczka Jadwiga Jaworska. I choć nie dzwoni codziennie, to wie, że zawsze może na babcię liczyć.
PANI: Pani Krystyno, wczoraj widziałam panią w autobiograficznym monodramie „My Way”, który napisała pani na swoje 70. urodziny. Miała pani na sobie czarną suknię z cekinami podobną do tej, w której odbierała pani Złotą Palmę. Droga „Przesłuchania” w reżyserii Ryszarda Bugajskiego do Cannes to gotowy materiał na film. Ostatnie sceny kręcono w dniu wprowadzenia stanu wojennego, a pierwsze oficjalne pokazy odbyły się w Polsce dopiero w 1989. W tym roku na rynku pojawił się pierwszy numer magazynu PANI.
KRYSTYNA JANDA: Dwa radosne wydarzenia. „Przesłuchanie” przeleżało na półce prawie osiem lat, zostało zatrzymane przez cenzurę i ówczesne władze. Do tego czasu pokazywano je na tajnych pokazach w prywatnych domach, w kościołach… To nawet nie była ostatecznie zmontowana i udźwiękowiona wersja, tylko jakaś kopia montażowa. Podczas kolaudacji reżimowi reżyserzy zażądali spalenia negatywu tego filmu, do czego na szczęście nie doszło, oraz pociągnięcia do odpowiedzialności karnej Andrzeja Wajdy, bo „Przesłuchanie” powstało w jego zespole filmowym. Pewien francuski dziennikarz wywiózł skopiowany film w bagażniku swojego samochodu i tak „Przesłuchanie” trafiło do Cannes. Co roku organizatorzy występowali z prośbą o możliwość pokazania go na festiwalu i co roku dostawali odmowę. Reżyser, już wtedy jako banita, przebywał w Ameryce. A ja po ośmiu latach dostałam za tę rolę Złotą Palmę. Stare dzieje.
Na YouTubie wciąż można zobaczyć nagranie, jak odbiera pani nagrodę. Widać, że nie spodziewała się pani wygranej.
KJ: Absolutnie! Byłam w ciąży, przyjechałam do Cannes na jeden dzień na pokaz filmu i po projekcji wróciłam do Polski. Fatalnie się czułam i spieszyłam się do domu. Siedziałam na wsi, kiedy tuż przed zakończeniem festiwalu przyjechali do mnie ludzie z Filmu Polskiego i powiedzieli, że muszę natychmiast wracać, bo coś się szykuje. Ale przez myśl mi nawet nie przeszło, że może chodzić o nagrodę dla mnie. Przyleciałam do Francji pierwszym dostępnym samolotem, była już druga po południu, i planowałam poszukać fryzjera, żeby ułożył mi włosy, ale ciągle chciało mi się wymiotować i byłam tak wyczerpana, że zamiast tego poszłam spać. I spóźniłam się na galę. A potem odebrałam nagrodę, będąc w kompletnym szoku, odbyłam konferencję prasową z pozostałymi laureatami i wróciłam do hotelu, do łóżka. Znowu spać. Nie poszłam na bankiet, nie byłam w stanie.
Następnego dnia była pani umówiona na sesję zdjęciową i wywiady z zagranicznymi dziennikarzami, ale żaden się nie odbył…
KJ: Przyszłam na miejsce na umówioną godzinę, usiadłam na krześle gdzieś z boku i czekałam, ale nikt do mnie nie podszedł i o nic nie zapytał. Chyba mnie nie rozpoznali. Po godzinie wstałam, wzięłam walizkę i chciałam wyjść. Wtedy zrobił się rwetes, zatrzymywali mnie, krzyczeli, ale ja miałam dosyć i pojechałam na lotnisko.
Nie zależało pani na rozgłosie?
KJ: Ta nagroda przyszła do mnie o kilka lat za późno, w nieodpowiednim momencie. Dostałam na festiwalu kilka propozycji ról, ale wszystkie odrzuciłam. Wiedziałam, że następne półtora roku spędzę w domu, najpierw czekając na Jędrusia, a potem zajmując się nim.
Nie zastanawiała się pani nigdy, „co by było, gdyby…”?
KJ: Z moim drugim mężem przez 15 lat staraliśmy się o dziecko, bezskutecznie. I nagle zaszłam w ciążę z Adamem, półtora roku później z Andrzejem. To był cud, więc było mi wszystko jedno, że nie zrobię kilku filmów, nawet jeśli miałyby być wybitne. Nie miało większego znaczenia. Poza tym dostałam nagrodę za rolę, którą zagrałam dziewięć lat wcześniej, w zupełnie innym czasie mojego życia. Rolę bodaj najważniejszą w moim dorobku, w filmie o koszmarze stalinowskiego reżimu. Wtedy na tym festiwalu w Cannes, na bulwarze Croisette z całym jego blichtrem, sztucznymi ogniami i płynącym strumieniami szampanem czułam, jakbym znalazła się z moimi rolami, wspomnieniami i sytuacją w niewłaściwym miejscu. To się nijak miało do tego, co pokazywaliśmy w „Przesłuchaniu”. Moja tragiczna Antonina Dziwisz tam nie pasowała.
Jadwigo, oglądałaś „Przesłuchanie”?
JADWIGA JAWORSKA: Nie. Trudno mi się ogląda filmy, w których występują babcia, mama czy dziadek, bardzo je przeżywam. Znacznie silniej niż gdy na ekranie występują inni aktorzy. Lubię oglądać ich na scenie, w teatrze, ale filmów unikam. Szczególnie tego filmu unikałam.
KJ: Z tym jest związana pewna rodzinna historia. Moja córka Marysia, mama Jadzi, bez przerwy opowiada, że przez cały stan wojenny w naszym domu odbywały się projekcje „Przesłuchania”. Codziennie. Nieustannie przychodził ktoś, kto chciał zobaczyć ten słynny zakazany film. I ona przez cały stan wojenny musiała słuchać moich krzyków i tego koszmaru. Leżała w łóżku z poduszką przyciśniętą do głowy i marzyła, żeby to się wreszcie skończyło. Po jej opowieściach już nikt w rodzinie nie chciał zobaczyć „Przesłuchania”. (śmiech) Ale to chyba norma, że dzieci i wnuki nie chcą oglądać naszych rzeczy. Rolę w filmie „Kochankowie mojej mamy” zrobiłam specjalnie dla Marysi. Chciałam jej pokazać, że rozumiem, jakie można mieć problemy z matką. Co prawda problemy bohaterki filmu i jej syna były dalekie od naszych, niemniej nigdy tego filmu nie chciała obejrzeć. Ja ją rozumiem.
Muszę dopytać – nie widziałaś żadnego filmu z babcią?
JJ: Przed maturą obejrzałam „Przedwiośnie”. (śmiech)
Pani Krystyna powiedziała niedawno: „Na egzaminach w szkołach teatralnych młodzi podobno nie wiedzą, kim jesteśmy, my z tamtych pokoleń. Mają nowe idee, nowych ludzi, których podziwiają, nowych bogów. Jestem ze świata, który odchodzi”. To prawda? Twoje koleżanki i koledzy nie wiedzą, kim jest Krystyna Janda?
JJ: Mnie się wydaje, że wiedzą. To prawda, że o wielu aktorach z pokolenia babci słyszy się już dziś znacznie mniej, ale Janda to wciąż rozpoznawalne nazwisko. Dla mnie jest babcią, i tyle.
A może dla młodych dziewczyn Krystyna Janda bardziej niż ikoną kina jest ikoną walki o prawa kobiet? To ona rzuciła pomysł, by Polki – na wzór islandzkich kobiet 41 lat wcześniej – zastrajkowały w obronie swoich praw. I pojawiły się czarne marsze.
KJ: Myślę, że to przesada z tą ikoną. To prawda, że po moim wpisie na Facebooku zorganizowano pierwszy czarny marsz, ale ja nie miałam zamiaru ani nie czułam się powołana do budowania tak poważnego ruchu społecznego. To wyszło z emocji, stało się jakby mimochodem.
JJ: Myślę, że babcia kojarzy się z walką o szeroko pojętą wolność i prawa człowieka. Ja teraz mam 19 lat, kiedy odbył się pierwszy protest, miałam 12, więc zaczęłam na marsze chodzić dużo później, w liceum. Moje rówieśniczki tak samo. My nie pamiętamy początków ruchu, sygnału, który dała moja wspaniała babcia. Ale wiemy, że ma wyraziste poglądy i walczy o nie.
Pani Krystyno, zna pani tych nowych bogów, nowych ludzi, których podziwiają młodzi?
KJ: Jestem na bieżąco ze współczesną kulturą. Muszę, bo od niemal 20 lat prowadzę teatr, wybieram teksty, reżyserów, robię obsady. Moim obowiązkiem jest orientowanie się, czym interesuje się młodzież, kto jest teraz idolem. Dlatego nocami oglądam i czytam, co mogę. Często po to, żeby zobaczyć jakiegoś konkretnego aktora, jakiegoś nowego młodego boga. Chociaż sama wolę filmy o starych ludziach. W Polsce się takich prawie nie robi, ale na świecie tak. Cudowna „Kobieta na dachu” Anny Jadowskiej to na naszym rynku rodzynek. Moje ulubione brytyjskie aktorki, Judy Dench, Vanessa Redgrave i Maggie Smith czy najwspanialsza Julie Walters, wszystkie mają wiele lat, a grają rolę za rolą. Ale prawdą jest, że literatura teatralna i scenariusze filmowe oparte są na młodzieży aktorskiej. Wciąż wyglądamy objawienia „nowych bogów”.
Jadwiga i Lena, pani starsza wnuczka, pokazują pani, co się teraz czyta, czego słucha?
KJ: I synowie, i pracownicy fundacji. Jestem otoczona młodzieżą i właściwie tylko młodzieżą. Ale myślę, że moje rozeznanie w literaturze, szczególnie teatralnej, jest niezłe! Do mnie docierają wszystkie nowe tytuły, ciągle dostaję od tłumaczy propozycje do naszego repertuaru, z czego czytam przynajmniej jedną czwartą. Nasze teatry nie mają działu literackiego, to wszystko czytam ja. A wracając do pytania, oczywiście interesuję się tym, co podoba się moim dzieciom i wnukom, ale to prawda, to odległy świat. Generalnie polecamy sobie filmy, książki. Tylko muzyka, której słuchamy, jest inna. Bo muzyka to rzecz pokoleniowa. Jadzia i Lena dopiero wchodzą w życie, ja je kończę.
Dużo rozmawiacie?
KJ: Jak już znajdziemy czas, ż
Pozostało 70% artykułu
Artykuł dostępny tylko dla subskrybentów
Kup subskrypcję, aby mieć dostęp
do wszystkich artykułów miesięcznika Pani
PRENUMERATA AUTOODNAWIALNA WYDAŃ CYFROWYCH
- Wyjątkowa oferta cenowa tylko dla subskrybentów
- Dostęp przez przeglądarkę internetową lub dedykowaną aplikację
- Automatycznie odnawialne zamówienie bez dodatkowych procedur
- Możliwość rezygnacji z subskrypcji w dowolnym momencie
- Ulubione treści zawsze w zasięgu ręki
4.9 zł miesięcznie
Kup teraz