Jestem szczęściarą. Wywiad z Magdaleną Różczką

Rozmawiała: Monika Stukonis, fotografował: Adam Pluciński

Data publikacji: 17.02.2022

Jestem szczęściarą. Wywiad z Magdaleną Różczką

Tekst ukazał się w magazynie PANI nr 3/2022.

Magdalena Różczka cały czas się śmieje. Trudności? Są po to, by je pokonywać. Jej optymizm i empatia zarażają. Przy niej zawsze widzi się szklankę do połowy pełną. Poznajcie ją lepiej.

PANI: Jesteś jedną z nielicznych aktorek, do których można zadzwonić. Odbierasz telefony, odpisujesz na SMS-y. Nie otacza cię mur agentów. 

MAGDALENA RÓŻCZKA: Ojej, jak miło to słyszeć! Naprawdę nieliczną? Myślę, że agenci za bardzo odgradzają aktorów od realnego życia, a ja bardzo lubię ludzi. Nie mogę żyć w bańce mydlanej, odseparowana od tego, co dzieje się tu i teraz. Gdybym musiała przełożyć nasz wywiad choćby
o 10 minut i nie miałabym do ciebie bezpośredniego numeru telefonu, zwariowałabym. Staram się też komunikować ze światem wprost: tego nie zrobię, to absolutnie tak! Nauczyłam się być sobą i wprost mówić o swoich potrzebach. Jeśli ktoś do mnie dzwoni z najwspanialszą propozycją zawodową, a ja wiem, że tego dnia muszę być z dziećmi, zawsze wybiorę dom. I potrafię powiedzieć to wprost. Nie kluczę, nie zasłaniam się innymi pracami. Kiedyś tak nie było. Nauczyłam się tego.

Czyli priorytetem dla ciebie jest czas dla rodziny. 

Zawsze i od zawsze.

Ale bywa, że masz w serialu kilkanaście albo kilkadziesiąt dni zdjęciowych w miesiącu. Taksówka podjeżdża codziennie o piątej rano. Wracasz późno… Jak godzisz potrójne macierzyństwo z tak intensywną pracą?

Tak bywa, jednak pamiętaj, to się dzieje intensywnie, ale krótko. Rzeczywiście seriale „Rojst ’97” i „Tajemnicę zawodową” zrobiłam jeden po drugim, ale potem kilka miesięcy jestem z dziećmi. Od rana do wieczora. Tylko dla nich. To naprawdę komfortowa sytuacja w porównaniu z matkami, które w korporacji siedzą codziennie od 9 do 18. Ja nie mogę narzekać. Był czas, że nie pracowałam w zawodzie trzy lata i nikt tego nie zauważył. W telewizji jest dużo powtórek seriali, widzom wydaje się, że pracujemy non stop, a tak nie jest. A jak to godzę? Dwie babcie, opiekunka, mój partner. Muszę to godzić jak miliony matek. Kiedy wiem np., że jesienią będę intensywnie pracować, latem wyznaczam sobie małe cele, by bliskim poświęcić najwięcej uwagi. Umawiam się na randkę z Janem poza domem, planuję wyjechać gdzieś z najstarszą córką tylko we dwie, spędzam czas z moją mamą, by się wreszcie nagadać. Dbam bardzo o nasze relacje. Kiedy dużo gram, odmawiam wszystkich innych działań, nie chodzę na żadne premiery, nie biorę udziału w jakichś innych mniejszych projektach. Trzymam się zasady, by nie biec po pracy jeszcze na dubbing czy premierę, tylko jak najszybciej do domu.  

Kto był na twoim roku w warszawskiej Akademii Teatralnej?

Długo by wymieniać... Mateusz Damięcki, Maciek Zakościelny, Kasia Ankudowicz, Magda Górska.

Trzymacie się razem? Widujecie?

Myślę, że dopiero zaczynamy się trzymać, bo przez ostatnie kilkanaście lat budowaliśmy swoje sprawy zawodowe i prywatne. By zaistnieć w zawodzie, trzeba poświęcić mnóstwo czasu, energii i mieć bardzo silną motywację. Czasem, jak w moim przypadku, trzeba dać sobie czas, by urodzić troje dzieci. (uśmiech) Więc tego trzymania się  razem było w naturalny sposób mniej. A teraz mamy taki czas szukania siebie od nowa. Wcześniej wszystkie spotkania towarzyskie były z mojej strony obarczone poczuciem winy, że wieczoru nie spędzę z dzieckiem, więc bardzo często z nich rezygnowałam. Między innymi z tego powodu zrezygnowałam z pracy w teatrze. Ja kocham być mamą. Usypiać, czytać książki na dobranoc. Zawsze bałam się, że pracując intensywnie, przegapię pierwsze chwile moich córek. Nie po to mam tak wspaniałą rodzinę, żeby nie bywać w domu, więc staram się być w nim jak najwięcej i jak najczęściej. 

Aktorzy się przyjaźnią? Myślałam, że przede wszystkim rywalizują?

Ja czuję z moimi koleżankami i kolegami aktorami niesamowitą bliskość. I nie mówię tylko o kolegach czy koleżankach z roku, ale w ogóle o aktorach, z którymi miałam okazję pracować. Wszyscy jesteśmy gdzieś tacy sami, z emocjami na wierzchu, nadwrażliwi. Oczywiście bywają konflikty, nieporozumienia – jesteśmy we wszystkim bardzo intensywni – ale ze wszystkimi czuję więź. Spotykam kogoś nowego na planie, a po dniu, dwóch wiem, że to ta sama grupa krwi. Że mówimy tym samym językiem. Oczywiście jednych lubię bardziej, drugich mniej. Jednak zawsze szanuję i akceptuję.

Ale wiesz, że środowisko aktorskie ma opinię ludzi szalenie skupionych tylko na sobie.

Zawodowo pewnie tak, ale prywatnie jest kompletnie inaczej. Pytałaś, czy z kolegami się wspieramy? Od niedawna słowo „przyjaźń” nabrało dla mnie zupełnie innego znaczenia. Bo znalazłam ludzi, którzy patrzą w tym samym kierunku i chcą robić dobre rzeczy. I te osoby ostatnio są mi najbliższe. Wiem, że jest grono osób, do których zawsze mogę zadzwonić i poprosić o pomoc, bo mają otwarte serca i myślą tak jak ja. Nieważne, czy spotykamy się  codziennie na planie, czy raz w roku. Oni są. Ostatnio stworzyliśmy z kolegami grupę, która pomaga ludziom na wschodniej  granicy. Między innymi z Majką Ostaszewską, Maćkiem Zakościelnym, Piotrkiem Stramowskim i Antkiem Pawlickim pojechaliśmy do Michałowa, by zawieźć rzeczy dla potrzebujących. Gdy jechaliśmy tam po raz pierwszy, wystarczyło jedno hasło, a Maciek, Piotrek, Antek już kupowali rzeczy, organizowali transport. Pojechaliśmy do Michałowa, by zapytać na miejscu, jak można realnie pomóc, co kupić, kogo wesprzeć. Poznaliśmy mnóstwo wspaniałych ludzi, którzy wierzą, że najdrobniejszy gest pomocy ma sens. Że takie gesty mówią najwięcej o naszym człowieczeństwie. Każde takie spotkanie pokazuje mi, jak wielu jest dobrych ludzi, jak proste ludzkie odruchy mogą uratować komuś życie.

Co było impulsem, by włączyć się w pomoc na granicy?

Kiedy zaczęły do mnie docierać informacje o sytuacji na granicy, nieustannie myślałam o ludziach, którzy tam cierpią. Nie mogłam też uwierzyć w ten przekaz medialny, że napadają na nas i chcą nam zrobić krzywdę. Ale kto? Matki z dziećmi? Kobiety w ciąży? I przede wszystkim nie mogłam uwierzyć, że my, ludzie, jesteśmy tak podli, że bez skrupułów skazujemy drugiego człowieka na przerzucanie przez druty kolczaste czy zamarzanie w lesie. To było dla mnie nie do pojęcia. Pomyślałam, że albo coś zrobię, albo się załamię i wpadnę w dół bezsilności. Dlatego podjęłam decyzję, że muszę zrobić cokolwiek. Znalazłam osoby, które myślą podobnie, i to już mi dało nadzieję, że nie wszyscy zwariowali, że nie jestem jedyna, która się z tym nie godzi. I nie mówię tylko o moich kolegach aktorach, lecz o ludziach, którzy pomagają uchodźcom 24 godziny na dobę. Fundacja Ocalenie, Grupa Granica, Medycy na granicy. Zobaczyłam, że jeżeli ktoś na miesiąc jedzie w okolicę pasa przygranicznego na wolontariat i co noc wychodzi z ciepłą zupą tylko po to, żeby komuś pomóc, przedłużyć życie, to mi się dalej chce być w takim świecie.

Ktoś ci odradzał zaangażowanie w pomoc uchodźcom?

Moja najbliższa przyjaciółka ostrzegała mnie, że nie powinnam o tym głośno mówić, bo nikt nie będzie ch

Pozostało 70% artykułu

Artykuł dostępny tylko dla subskrybentów

Kup subskrypcję, aby mieć dostęp
do wszystkich artykułów miesięcznika Pani

PRENUMERATA AUTOODNAWIALNA WYDAŃ CYFROWYCH

  • Wyjątkowa oferta cenowa tylko dla subskrybentów
  • Dostęp przez przeglądarkę internetową lub dedykowaną aplikację
  • Automatycznie odnawialne zamówienie bez dodatkowych procedur
  • Możliwość rezygnacji z subskrypcji w dowolnym momencie
  • Ulubione treści zawsze w zasięgu ręki

4.9 zł miesięcznie

Kup teraz
Pani

Masz już wykupioną subskrypcję?

Zaloguj się