Przejdź do zawartości

Izabela Kuna | Bez cenzury

Rozmawiała: Iga Nyc, fotografował: Adam Pluciński

Data publikacji: 18.09.2025

Tekst ukazał się w magazynie PANI nr 10/2025

Mówi to, co myśli. Bez filtrów. Nie boi się nagości, chętnie pokazuje ciało. Ale nie zawsze tak było. Z Izabelą Kuną rozmawiamy o tabu. O zakazach. I o wstydzie.

PANI: Seksualność to dla ciebie ważny temat?

IZABELA KUNA: Ważny

Pytam, bo w poprzedniej części trylogii „Teściowie”, jednego z największych filmowych hitów ostatnich lat, twoja bohaterka przeżyła erotyczne przebudze­nie. I teraz z tego odkrycia korzysta. A temat dojrzałej kobiecej seksualności w polskim kinie prawie nie istnieje.

Nie tylko w kinie, w życiu to też temat tabu. Albo go pudrujemy, albo ośmieszamy, albo udajemy, że go nie ma. Moja seksualność obudziła się późno, po trzydziestce dostała szału, a teraz chciałaby dalej szaleć, ale nie ma tyle siły. Osiągnęła poziom stabilny. Mam wspaniałego mężczyznę, którego bar­dzo kocham i lubię, ale jak to mówią, mierz siły na zamiary. (śmiech) To, że na plaży pokazuję się w bikini, a na planie chętnie odsłaniam ciało, jest przełamywaniem własnego wstydu, a nawet popisywaniem się swoją seksualnością. Ale może to też być łabędzi śpiew...

A jak było z twoją Wandą?

Ona skryła swoją seksualność w niemod­nych garsonkach i po prostu się jej wstydzi. Tadeusz, z tego, co mi wiadomo, był pierw­szym mężczyzną w jej życiu, więc seksual­nie jest ogarnięta jako tako, czyli słabo. Nie miała szansy poznać swojego ciała i swoich pragnień. Nie oczekuje fajerwerków, bo nie wie, gdzie są. Ale gdy wyjechała na wakacje i zobaczyła atrakcyjnie ubrane, przyciągają­ce pożądliwe spojrzenia kobiety, to zrozu­miała, że też tego chce. Jednocześnie Wanda nie jest w pełni świadoma tego, co się z nią dzieje. Czuje, że coś jej ucieka, że jest jej we własnym ciele niewygodnie, że jest goręcej niż zwykle, ale zmienne nastroje są stałym punktem jej programu, więc nie rozpozna­je tego rozchwiania emocjonalnego i burzy hormonów jako fizjologicznej zmiany zwią­zanej z menopauzą. Ja to wszystko znam. Swoją kobiecość, swoje potrzeby zaczęłam dostrzegać dopiero po rozwodzie. Przeszłam wtedy kurs przyspieszonego dojrzewania. Miałam prawie 30 lat i czułam ogromną satysfakcję, że nareszcie jestem wolna i mogę robić, co chcę. Zrozumiałam, że jestem ko­bietą, która ma swoje pragnienia i powinna za nimi iść. Kobietą, która ma ładne ciało, musi o nie dbać i korzystać z niego.

Zapytana, jaką radę dałabyś dwudziesto­letniej Izie, powiedziałaś kiedyś: „żeby wdawała się w romans za romansem”.

Kiedy dorastałam, seks nie kojarzył mi się z przyjemnością, tylko z czymś, czego należy się bać. Wychowałam się w przeświadczeniu, że dziewczynka ma być grzeczna, miła i uśmiechnięta oraz unikać kontaktu z płcią przeciwną. W każdym razie musi uważać. Skrycie marzyłam o tym, żeby mieć chłopa­ka, ale i tak ci, którzy podobali się mnie, nie byli zainteresowani, a ja z kolei nie chciałam tych, którym ja się podobałam. Bałam się te­go, co będzie po okresie platonicznym, po­całunków, seksu. Chciałam tego, ale się baba­łam. Dlatego żałuję, że w młodości nie romansowałam. Mogłam być mniej rozsąd­na. Trzeba próbować różnych rzeczy w życiu, czy to w pracy, czy w kuchni, czy w łóżku.

Tak jak Wanda pochodzisz z małej miejscowości, z Tomaszowa Mazowieckiego. Kiedy dorastałaś, cielesność stanowiła tabu?

Tomaszów nie jest aż takim małym mia­stem, a seks może być tematem tabu w każ­dym miejscu. Wstydziłam się założyć pierw­szy stanik. Wstydziłam się odkrywać ramiona. Pamiętam kobiety ukrywające cią­żę pod olbrzymimi ubraniami. Chowały się, bo ciąża to seks. Czyli wstyd. Kiedy byłam nastolatką, o miesiączkowaniu mogłam po­gadać z koleżankami w szkole, nie z mamą. W domu poinformowano mnie, że jestem kobietą, i tyle. Rozmowy uświadamiające o chłopakach, o seksie? Zapomnij! Z moimi rodzicami nikt nie dyskutował na takie te­maty, więc oni ze mną też nie rozmawiali. Nie umieli.

A strój? Trzeba wtedy było wyglądać przyzwoicie?

Przyzwoicie, czyli nie rzucać się w oczy, re­spektować przyjęte normy. Do kościoła, do lekarza i do teatru - elegancko. I zawsze czysta bielizna, na wypadek, gdyby nas za­brało z ulicy pogotowie. (śmiech) Moja ma­ma ubierała się pięknie, szyła sobie fantastyczne ubrania, miała dobry gust, ale nigdy na przykład nie chodziła bez pończoch. Go­ła noga była nie do pomyślenia. Rozbierała się, i to bardzo nieśmiało, na plaży. Dorasta­łam w domu pełnym zasad, o których się nie mówiło, ale które były. Uczono mnie, że je­śli ktoś mnie czymś częstuje, to mam grzecznie podziękować, nie wypada nic przyjąć. Wygłupy? Głośny śmiech? Też nie przystoi. Pożyczanie rzeczy od koleżanek? Nie wolno. Marzyłam, żeby pójść do sąsia­dów po sól, ale też nie wypadało. Potem pil­nujesz sama siebie na każdym kroku, wszystkiego się boisz, wstydzisz. I cały czas zastanawiasz się, czy robisz coś źle. Nie zna­łam poczucia intymności czy swobody.

Dlaczego?

Jak żyjesz w małym mieszkanku, to nie mo­żesz się schować. Nie mieliśmy samochodu, nie mieliśmy telefonu, bardzo długo miesz­kaliśmy z rodzicami w małym pokoju z kuchnią. Potem, jak już dostaliśmy więk­sze lokum, to moja siostra przyjechała z ma­łym dzieckiem i ja znowu nie miałam włas­nego kąta. Żeby było jasne - mnie to nie przeszkadzało. Nie uciekałam z domu, lubi­łam swój pokój i swoje dzieciństwo, tylko nauczyłam się chować ze swoimi pragnie­niami. Ale naprawdę cieszyłam się, że jest pełna chata. Lubiłam, jak byli wokół mnie ludzie, a ten brak intymności najbardziej podobał mi się na imprezach. Zawsze sie­działam razem z dorosłymi. Jakbym musia­ła wszystkich mieć na oku. Przychodziło do nas dużo gości, chłonęłam ich historie i do­myślałam się nieprzyzwoitych kontekstów. Wszechobecny alkohol dodawał atmosferze pikanterii i rumieńców, pomagał się wylu­zować. O tym aspekcie też opowiadają „Teś­ciowie”.

Opowiesz coś więcej?

Całe młode życie słyszałam: „Pijak, ale do­bry człowiek”. Moi rodzice nie pili alkoholu, ale alkohol w domu był zawsze na wypadek gości. O tym, że ktoś pije, mówiło się po ci­chu. I zawsze się tego kogoś usprawiedli­wiało. „Jak nie pije, to do rany przyłóż, odda ci ostatni grosz, serce ma na dłoni”. Jak się napije, to bije, wszczyna kłótnie, tra­ci pieniądze i rozum, ale w sumie „dobry człowiek z niego”. I nie zapominajmy, że dotyczyło to tylko mężczyzn. W ten sposób usprawiedliwiało się nie tylko ich skoki w bok, ale też domowe awantury, przemoc. W szkole wiedzieliśmy, które dzieci mają tatusiów, co piją, które są bite, bo rozbiera­liśmy się wspólnie na WF-ie. Wiedzieliśmy, która koleżanka idzie po szkole pod pracę ojca, żeby odebrać jego wypłatę. Przyjmo­waliśmy jednak wszystkie razy, które na nas spadały, bo chcieliśmy przetrwać. Jak mnie zbiła na zajęciach sportowych nauczycielka, to bardziej było mi wstyd, niż byłam wście­kła. Ale już to, że jej nie przeprosiłam, uzna­łam za odważną decyzję.

Co jeszcze było powodem do wstydu?

Jak byłam mała, nikomu do głowy nie przy­szło, żeby mnie zdiagnozować w kierunku ADHD. To dopiero byłby wstyd! Już fakt no­szenia okularów był dla mnie bolesny. Cho­roba też była tematem tabu. Jeśli ktoś miał nowotwór, wszyscy trzymali to w tajemni­cy. Zamiast „rak” mówiono „ten, co chodzi do tyłu”. Ja na szczęście dość dobrze sobie radziłam, a moja nadpobudliwość była my­lona z temperamentem. Wszędzie było mnie pełno, robiłam masę rzeczy naraz i bez przerwy się przewracałam. Nawet w białej sukience od komunii zaliczyłam glebę. To dopiero był wstyd przy obcych ludziach. (śmiech) Codziennie zmieniałam charakter pisma i szybko się nudziłam. Pewnie wcześ­niejsza diagnoza pomogłaby mi lepiej pora­dzić sobie z lękami, kompulsjami i stresem, ale pójście do lekarza oznaczałoby, że coś jest ze mną nie w porządku. No i tak zostało.

A tobie udało się tego wstydu pozbyć?

Nie do końca, bo jak to mówi Iwona Bielska, „gena nie wydłubiesz”. Marek też czasem różne moje zachowania komentuje: „Oj, To­maszów, Tomaszów”. Ja nad tym oczywiście pracuję, jestem w terapii, edukuję się. Wstyd jest zresztą chyba jednym z głównych powodów, dla których zostałam aktorką. Chciałam go pokonać i pozbyć się wszyst­kiego, co mnie blokowało. Bo byłam za­mknięta w sobie i czułam presję udowad­niania, że jestem dobra we wszystkim. Stres przykrywałam wygłupami albo płaczem. Marzyłam o tym, żeby uciec z miejsca, w którym byłam. Stać się kimś innym. Lep­szym. I ładniejszym.

Szkoły aktorskie kojarzą się z bohemą. Wyzwoloną, postępową, otwartą. Uważałaś, że tam pasujesz?

Kiedy zrozumiałam, że chcę zostać aktorką, nie zostawiłam sobie miejsca na nic innego. I myślę, że gdybym się wtedy do szkoły fil­mowej nie dostała, mój świat by się skoń­czył. Dosłownie. Oczywiście piekielnie ba­łam się egzaminów, bo do głosu dochodziło poczucie, że jestem niewiele warta, a jednocześnie byłam zdeterminowana. Ale gdy przyjechałam na dzień otwarty do

Pozostało 70% artykułu

Artykuł dostępny tylko dla subskrybentów

Kup subskrypcję, aby mieć dostęp
do wszystkich artykułów miesięcznika Pani

PRENUMERATA AUTOODNAWIALNA WYDAŃ CYFROWYCH

  • Wyjątkowa oferta cenowa tylko dla subskrybentów
  • Dostęp przez przeglądarkę internetową lub dedykowaną aplikację
  • Automatycznie odnawialne zamówienie bez dodatkowych procedur
  • Możliwość rezygnacji z subskrypcji w dowolnym momencie
  • Ulubione treści zawsze w zasięgu ręki

4.9 zł miesięcznie

Kup teraz

Masz już wykupioną subskrypcję?

Zaloguj się