Ile nas sprawdzono... Wywiad z Mają Ostaszewską
Zdjęcie: Anna Dąbrowska/Van Dorsen Artists,
Stylizacja: Maria Szaj,
Makijaż: Sylwia Rakowska/Van Dorsen Artists kosmetykami Dr Irena Eris,
Fryzura: Piotr Wasiński/Van Dorsen Artists kosmetykami Authentic Beauty Concept
Sukienka Alexandre Vauthier, Moliera 2
Tekst ukazał się w magazynie Twój Styl nr 10/2022
Ta dewiza ze słynnego wiersza określa jej życie. Wie, że egzamin z przyzwoitości zdajemy każdego dnia, szczególnie dzisiaj, gdy każdy musi się określić wobec wojny, kryzysu, biedy. – Staram się od tych spraw nie odwracać oczu – mówi Maja Ostaszewska. - Myślę, jak mogę pomóc, i po prostu to robię. Może to sposób podziękowania losowi za spełnienie, za artystyczny sukces. Według zasady, że dobro wraca.
Z radością informujemy, że decyzją Kapituły Akademii Rozwoju Filantropii w Polsce Maja Ostaszewska otrzymała tytuł Honorowej Gwiazdy Dobroczynności. Gratulacje.
W filmie Broad Peak, wchodzącym właśnie na ekrany, jest poruszająca scena: himalaista Maciej Berbeka, który 25 lat wcześniej omal nie zginął pod wierzchołkiem tej góry i ostatecznie jej nie zdobył, dostaje propozycję powrotu pod Broad Peak, ponownego ataku na szczyt. Ewa, jego żona, spogląda mu w tamtej chwili w oczy i już wie, że on to zrobi. Podejmie ryzyko. Jest w tym spojrzeniu strach, miłość i świadomość, że w świecie himalaistów ambicja, honor i konsekwencja liczą się najbardziej. Film zachęca do myślenia o zasadach. Czy dziś mają szczególną wartość? Nad tym zastanawiamy się z Mają Ostaszewską, która zagrała Ewę. A wcześniej się z nią spotkała.
Twój STYL: Pamięta pani, jakie to było doświadczenie?
Maja Ostaszewska: Głębokie, wzruszające. Wiedziałam, że dotykam czegoś delikatnego. Że ten film znaczy wiele dla rodziny Berbeków. Ewie zależało na naszym spotkaniu. Gdy do niego doszło, była już słaba, ciężko chora. Uściskała mnie, od razu zaproponowała przejście na ty. Miałam wrażenie, że znamy się od dawna. Okazało się, że jej wujek, saksofonista Przemek Dyakowski, grał jazz z moim tatą. Ewa cieszyła się, że ją zagram. Choć idąc na zdjęcia próbne, wątpiłam, czy dostanę te rolę. Pozostałe kandydatki były blondynkami o niebieskich oczach – jak ona. Ja jedna inna. Ale Ewa wierzyła, że potrafię ją zrozumieć. Była niezwykła, z jednej strony ciepła, łagodna, delikatna, z drugiej silna. Miesiącami sama zajmowała się domem, brała na barki wychowanie czterech synów. A przy tym spełniała się jako artystka – malowała, tworzyła scenografie. Opowiadała, że gdy mąż wyjeżdżał, chciała wypełnić czas bez niego i prawie zawsze robiła wtedy remont. Zaprzeczała stereotypowemu myśleniu, że kobiety czekające na powrót partnera z gór są ofiarami jego pasji. Ona tę pasję w nim pokochała.
Towarzyszyła mężczyźnie, który w górach ryzykował życie, choć miał rodzinę, piękny związek. Trudno to pojąć. Pani zbliżyła się do odpowiedzi, jak można tak żyć?
Może do wyobrażenia, nie odpowiedzi. Rozmowa z Ewą mi w tym pomogła. Przekonująco opowiadała, że oczywiście bała się o męża, ale rozumiała, co on czuje. Myślę, że to jest istota miłości – staramy się zrozumieć ukochaną osobę, dać jej przestrzeń. Ona wiedziała, że himalaizm, zmaganie się z górą, samym sobą tam to była część Macieja, której nie da się z niego wydrzeć. Zaakceptowała, że żyje w świecie, w którym decyzje mogą być ostateczne. Kiedy o tym mówiła, świeciły jej się oczy. To fascynowało także ją, też chodziła po górach, choć nie tak wysokich. Mówiła, że nie czuła, jakby „żyła w cieniu gór”, a czekanie stało się nieodzowną częścią jej życia. Wspaniała osoba. Cieszę się, że mogłam ją poznać. Na pożegnanie wpisała mi piękną dedykację w książce Beaty Sabały-Zielińskiej Jak wysoko sięga miłość?, wywiadem rzeką z nią: „Droga Maju, dziękuję najgoręcej, że zgodziłaś się wyruszyć w naszą wyprawę. Czekamy na spotkania”. Niestety, więcej się nie zobaczyłyśmy. Odeszła. Pracując nad filmem, miałam ją w sercu. Do dziś jestem w kontakcie z jej synami.
„Tyle o sobie wiemy, ile nas sprawdzono”, pisała Szymborska. Mocne wartości, trzymanie się życiowych zasad – czy pandemia, wojna, kryzys to czas sprawdzianu?
To niełatwy czas. Najważniejsze, żeby umieć szczerze wobec siebie postanowić, jak się zachowamy wobec tego, co przynosi nam los, wobec krzywdy, która dotyka innych obok. Nie odwracać oczu, nie wypierać tego. Zastanawiam się, jak i na ile mogę pomóc, i po prostu to robię. Tu i teraz. Zawsze powtarzam, że to my kreujemy rzeczywistość wokół nas. Każdy może zmieniać świat na lepszy, choćby w minimalnym wycinku.
Jednak w życie wielu z nas wkrada się relatywizm: wojna jest zła, uchodźcy przeżywają dramat, ale przecież nie wezmę ich na stałe do domu.
Tak, ale akurat jeśli chodzi o pomoc naszym sąsiadom z Ukrainy, Polacy zachowali się fenomenalnie. Mamy prawo być dumni, to piękne akty empatii. Spontaniczne. Bez systemowego wsparcia. Oczywiście była pomoc organizacji pozarządowych, samorządów. Sama także włączyłam się w działanie – byłam na granicy, przywiozłam do Warszawy trzy osoby i przy wsparciu przyjaciół zorganizowałam im życie. Ale jest coś, co mnie w tej historii rani. Że garstka – w porównaniu z cztero
Pozostało 70% artykułu
Artykuł dostępny tylko dla subskrybentów
Kup subskrypcję, aby mieć dostęp
do wszystkich artykułów miesięcznika Twój Styl
PRENUMERATA AUTOODNAWIALNA WYDAŃ CYFROWYCH
- Wyjątkowa oferta cenowa tylko dla subskrybentów
- Dostęp przez przeglądarkę internetową lub dedykowaną aplikację
- Automatycznie odnawialne zamówienie bez dodatkowych procedur
- Możliwość rezygnacji z subskrypcji w dowolnym momencie
- Ulubione treści zawsze w zasięgu ręki
4.9 zł miesięcznie
Kup teraz