Czuję więc jestem. Wywiad z Karoliną Gruszką
Zdjęcie: Bartek Wieczorek/LAF, stylizacja: Maria Szaj, makijaż: Sylwia Rakowska/Van Dorsen Artists, fryzura: Łukasz Pycior
Suknia Tomasz Ossoliński
Tekst ukazał się w magazynie Twój Styl nr 09/2021.
„Nie ma mnie na Instagramie, a jednak istnieję” – to zdanie określa jej system wartości. Trudny może dla aktorki, która powinna walczyć o popularność, ale jak ważny dla równowagi ducha. Karolina Gruszka ma dystans. Do trendów, praw show-biznesu, opinii większości. Co jej to daje? Aktorskie spełnienie, trwały związek i poczucie, że nie każde marzenie trzeba zrealizować, by być szczęśliwą.
Dzieje się. Wraca na scenę w dwóch nowych sztukach Iwana Wyrypajewa, gra w filmie Miasto u Marcina Sautera. Zaskakującym. Pozornie wszystko jest w nim mroczne, zagmatwane. Ale coś sprawia, że ten film zachwyca nieoczywistym pięknem i artystycznym dopracowaniem. Po pokazie mam wrażenie, że dostałam od kina coś nowego. Również dzięki Karolinie, która mimo gęstego klimatu filmu na ekranie błyszczy. Nie mam wątpliwości, o czym chcę z nią rozmawiać. O pięknie życia, tym nieoczywistym, które istnieje nawet w poplątanych losach ludzi, przeciwnościach losu, trudnych chwilach i niespełnieniach.
Twój STYL: Czytałam, że w scenariuszach szukasz piękna. Że to dla ciebie kryterium wyboru ról. Miasto jest opresyjne, osaczające! Skąd ty, wrażliwa i delikatna, w takim filmie?
Karolina Gruszka: Wizualnie on jest piękny! Zaułki Bydgoszczy pokazane oczami reżysera, który kocha to miasto i od lat je fotografuje, są niezwykłe. Posępne miejsca, odpowiednio oświetlone, stają się poetyckie. Nie śliczne jak z żurnala, ale magnetyzujące. Wydobywanie piękna z czegoś, co nie wydaje się interesujące, pociąga i intryguje. Podobnie jak to, co rodzi się na przecięciu skrajnych emocji, zachwytu i lęku, radości i smutku. Takich wyzwań szukam i znalazłam je w tej roli. To dziś rzadkość, bo filmy tworzy się według schematu, w którym ważna jest akcja, efekty. Scenariusze rzadko mówią coś głębokiego o człowieku, a ja za tym tęsknię.
TS: Byłabyś spełnioną aktorką kina moralnego niepokoju. Twoja bohaterka w Mieście, rozczarowana prowincjonalna primadonna, jest jak z Zanussiego czy Kieślowskiego.
KG: Coś w tym jest. Niedawno obejrzałam ponownie „Krótki film o zabijaniu”, bo mąż go nie znał, a chciałam mu pokazać. Zachwycił mnie jego powolny rytm, narracja. Kiedy jako widz już się do tego przyzwyczaisz, robi się miejsce na głębokie wzruszenia. Oglądając „Miasto”, doświadczyłam czegoś podobnego. To film o tęsknotach. Porzuconych albo niemożliwych do zrealizowania. O potrzebie wyzwolenia się z rutyny, nadania człowieczeństwu głębszego sensu. Tak rozumiem jego przesłanie i jest mi bliskie.
TS: Niespełnione marzenia też nadają urok życiu? Nie lepiej o nich zapomnieć, nie czuć rozczarowania? Cieszyć się z tego, co się udało?
KG: Ja nie porzucam marzeń. Najbardziej frustrowałoby mnie, gdybym z nich zrezygnowała ze strachu, że się nie uda. Wolę próbować, nawet gdy nie ma gwarancji powodzenia. A często nie ma. Wiele lat na pytanie, czego żałuję, przyznawałam: że nie gram na żadnym instrumencie. W końcu pomyślałam: po co żyć z tym żalem? Zaczęłam uczyć się gry na pianinie. Sprawia mi to przyjemność. Odważyłam się, znalazłam czas, to mały plus pandemii. Zawodowe niezrealizowane marzenie dotyczy kina. Marzę o roli, z której byłabym w stu procentach dumna, w filmie, o którym powiedziałabym bez wahania: „dzieło sztuki”. Ze scenami, które zostają w człowieku jako punkt odniesienia, bo udało się w nich uchwycić istotę tego, czego nie da się nazwać. Mam za sobą filmy bardziej i mniej udane, za wiele ról jestem wdzięczna. Ale takiej jeszcze nie zagrałam.
TS: W „Mieście” jest szczególna scena – obracasz się na barowym krześle, a twoja twarz z wyraziście umalowanej zmienia się w naturalną. Efekt jest piorunujący. Skłania do refleksji nad względnością kanonów urody. Ale i maskami, które kreujemy na użytek innych.
KG: Aktorstwo to sztuka metamorfozy. Jednego dnia korzystasz ze swojej atrakcyjności, innego sięgasz do niedoskonałości, kompleksów. Dzięki temu twoje postaci są pełnokrwiste i różnorodne. Nie przeceniam urody – jako aktorka staram się przede wszystkim poszerzać warsztat, formy ekspresji. Zdaję sobie sprawę z własnych ograniczeń. W mocnych rolach moja delikatna uroda wymaga środków aktorskich, które ją podbiją.
TS: Szekspir pisał, że w niektórych sytuacjach „szpetota upiększa, piękno szpeci”.
KG: Bard
Pozostało 70% artykułu
Artykuł dostępny tylko dla subskrybentów
Kup subskrypcję, aby mieć dostęp
do wszystkich artykułów miesięcznika Twój Styl
PRENUMERATA AUTOODNAWIALNA WYDAŃ CYFROWYCH
- Wyjątkowa oferta cenowa tylko dla subskrybentów
- Dostęp przez przeglądarkę internetową lub dedykowaną aplikację
- Automatycznie odnawialne zamówienie bez dodatkowych procedur
- Możliwość rezygnacji z subskrypcji w dowolnym momencie
- Ulubione treści zawsze w zasięgu ręki
4.9 zł miesięcznie
Kup teraz