Coraz więcej czułości. Wywiad z Magdaleną Cielecką
Tekst ukazał się w magazynie PANI nr 7/2024
Aktorka u szczytu swoich możliwości. Kobieta w rozkwicie. Za co ją podziwiamy? Magdalena Cielecka ma odwagę i w sztuce, i w miłości.
PANI: Siedzimy w twojej garderobie w Nowym Teatrze, ale jeszcze dwa dni temu na festiwalu Mastercard OFF CAMERA w Krakowie odbierałyście z Martą Nieradkiewicz nagrodę za role w „Lęku”. Wcześniej za postać Małgorzaty dostałaś Orła. Zagrałaś umierającą na raka kobietę, obcięłaś włosy, schudłaś prawie 10 kg. To jedna z najlepszych ról w całej twojej karierze. Może nawet najważniejsza?
MAGDALENA CIELECKA: Zazwyczaj jest tak, że ostatnia rola, jeśli była istotna i trudna, staje się tą najważniejszą. Ale to obowiązuje tylko przez chwilę, do kolejnej roli, dlatego nie chciałabym podejmować się podsumowania mojej kariery. Myślę, że niezmiennie kluczowa jest moja pierwsza rola, w „Pokuszeniu” Barbary Sass, za którą dostałam nagrodę w Gdyni. Poza oczywistym sentymentem. To ona wytyczyła moją drogę.
Dzisiaj, kiedy nie musisz już nic udowadniać, nagrody wciąż smakują tak samo?
Lubię nagrody. Są drobnym połechtaniem ego, przyjemnym zwieńczeniem pracy. Ale nie będę kłamać, że dziś emocje są takie same jak 30 lat temu. Wtedy to było jak dmuchnięcie w skrzydła, wiatr, który poniósł mnie w odpowiednią stronę. Na fali tamtego sukcesu dostałam angaż do Starego Teatru, chociaż byłam jeszcze studentką krakowskiej PWST. Nagroda otworzyła mi wiele drzwi, nie musiałam się do nich dobijać, rozpychać, prosić o uwagę. I to było wspaniałe. Ale z drugiej strony miałam poczucie, że wygrana nie do końca należy do mnie. Bo ja tej roli nie skonstruowałam tak, jak dzisiaj buduję postaci, nie byłam jej współtwórcą. Dałam się prowadzić za rękę Barbarze Sass, działałam jak na autopilocie. Oczywiście starałam się zrobić to najlepiej, jak umiałam, ale dopiero uczyłam się wszystkiego. Natomiast teraz wiem, że ja na te nagrody zapracowałam.
Pamiętasz tamtą dziewczynę, która przyjechała na egzaminy na PWST?
Przed komisją stanęłam w plisowanej granatowej spódnicy i białej bluzce, jakbym szła na maturę. Dzisiaj to może wydawać się śmieszne, ale był 1991 r., a ja byłam nastolatką z Żarek-Letniska, nie miałam świadomości, jak wygląda „wielki świat”. Krążą legendy, jakoby profesor Marta Stebnicka powiedziała: „Nie ma co jej egzaminować, to urodzona aktorka”, ale ja wcale nie miałam poczucia, że się dostanę. Wręcz przeciwnie, bo po kilku wersach każdego tekstu komisja mówiła: „Dziękujemy, następny”. Nie brzmiało to dobrze…
Ale dostałaś się i już na pierwszym roku grałaś w Starym Teatrze. To marzenie każdego młodego aktora.
Znalazłam się wśród aktorów takich jak Dorota Pomykała, Marek Litewka, Jacek Romanowski. Siedziałam w garderobie z doświadczonymi koleżankami, uczyłam się od nich teatru. I zarabiałam pierwsze pieniądze, co dla mieszkającej w akademiku, utrzymującej się z niewielkiego stypendium studentki miało niebagatelne znaczenie. Kiedy byłam na trzecim roku, Jerzy Fedorowicz obiecał mi po skończeniu szkoły etat w Teatrze Ludowym. Pomyślałam, że szkoda, że nie w Starym, ale przynajmniej zostanę w Krakowie. Bo moją największą obawą było, że po dyplomie będę musiała wyjechać za pracą. Myślałam, że złapałam Pana Boga za nogi, bo wtedy chciałam zostać w Krakowie już na zawsze. Ale marzenia się zmieniają, rosną, potem był Stary Teatr i dzisiaj jesteśmy tutaj, w Warszawie.
Zastanawiasz się czasem, jak wyglądałoby twoje życie, gdybyś jednak została?
Oczywiście, tak samo jak zastanawiam się, co bym robiła, gdybym została w Żarkach i nie była aktorką. Trochę jak w „Przypadku” Kieślowskiego, ciekawią mnie alternatywne wersje mojego życia, inne scenariusze. Może byłabym dziennikarką w jakiejś lokalnej gazecie, może potem awansowałabym na prowadzącą program w katowickiej telewizji. Jako dziecko chciałam być weterynarzem, ale z tego została mi tylko miłość do zwierząt.
Jest coś, za czym tęsknisz?
Kiedyś potrafiłam wyjechać na dwa miesiące na drugi koniec świata i nie przejmować się niczym. Nie miałam zbyt wiele pieniędzy, ale nie miałam też zobowiązań. Tęsknię za beztroską dezynwolturą, którą w sobie miałam. Potrafiłam wysiąść z taksówki na czerwonym świetle, bo się właśnie z kimś pokłóciłam, i trzasnąć drzwiami. Nie miało dla mnie znaczenia, że być może moja reakcja jest przesadzona. Tęsknię za pewną bezkompromisowością, arogancją, jaką w sobie miałam, a która nie zawsze mi służyła i pewnie zraziła do mnie wiele osób, ale miała w sobie coś romantycznego. Dzisiaj jestem bardziej zachowawcza, dyplomatyczna. Może czasem wręcz konformistyczna, ale też mądrzejsza. Rzadko pozwalam już sobie na przeskalowane reakcje, bo uważam, że nie są potrzebne. I oczywiście tęsknię za młodością.
Nasza kultura idealizuje młodość, a przecież ona bywa trudna. Jeszcze nie do końca znamy i rozumiemy siebie, jeszcze nie bardzo wiemy, czego tak naprawdę chcemy…
Oczywiście, mając dzisiejszą emocjonalność i dzisiejszą wiedzę, wiele rzeczy zrobiłabym inaczej. Aczkolwiek bilans zysków i strat oceniam na plus. Uważam, że popełnione błędy są bagażem, który jest moim potencjałem.
Są role, których żałujesz, że nie zagrałaś?
Są takie, których zazdroszczę koleżankom. Ale to są role, do których w ogóle nie byłam brana pod uwagę. Jeśli ja odrzucałam jakąś propozycję, w większości przypadków wyszło mi to na dobre. Staram się słuchać intuicji i ona mnie zazwyczaj nie zawodzi. Rozumiem też, dlaczego niektórzy twórcy nie zapraszają mnie na zdjęcia próbne. Film to jest pewna zbiorowość, energia, która musi wytworzyć się na planie. I nawet jeśli ja jestem przekonana, że pasuję do roli, to reżyser czy reżyserka mogą czuć, że nie pasuję do reszty ekipy. A jak nie ma chemii, to trudno jest razem robić dobre rzeczy.
Jest grupa aktorek o zbliżonych cechach, z którymi rywalizujesz?
Kiedyś rzeczywiście tak było, że na castingach ciągle spotykałam te same koleżanki. Ale od jakiegoś czasu zastanawiam się, jaki jest klucz doboru kandydatek do roli. Możesz na zdjęciach próbnych spotkać się z aktorką, która ma czarne włosy, zupełnie inny typ urody i jest o 20 lat młodsza. Myślę, że to wynika z faktu, że dzisiaj producentem często są stacje telewizyjne i platformy streamingowe, przez co w procesie decyzyjnym bierze udział sztab ludzi i nie ma jednego sprecyzowanego pomysłu na postać. Chociaż w przypadku „Lęku” było odwrotnie – Sławek Fabicki od początku wiedział, że mamy zagrać Marta i ja. Od momentu, kiedy przeczytałyśmy scenariusz, do wejścia na plan minęło siedem lat i wszyscy zdążyli zwątpić, że ten film powstanie, ale ekipa się nie zmieniła.
Sama właśnie wystąpiłaś w filmie wyprodukowanym dla Prime Video. „Nieobliczalna” porusza niezwykle ważny temat przemocy wobec kobiet. Według raportów organizacji dotkniętych nią jest 800 tys. kobiet w Polsce. Znasz ofiary przemocy domowej?
Fizycznej chyba nie… Albo nie umiałam odczytać sygnałów. Za to wielokrotnie zetknęłam się z przemocą emocjonalną. Taką na poziomie słów, uwag i umniejszania. Ona jest równie bolesna, też niszczy i zostawia trwały ślad na psychice. Myślę, że każdy z nas wielokrotnie obserwował taką formę przemocy w białych rękawiczkach czy to u bliższych, czy dalszych znajomych.
I wtedy pojawia się pytanie: co my, świadkowie takich sytuacji, możemy zrobić?
To złożona i indy
Pozostało 70% artykułu
Artykuł dostępny tylko dla subskrybentów
Kup subskrypcję, aby mieć dostęp
do wszystkich artykułów miesięcznika Pani
PRENUMERATA AUTOODNAWIALNA WYDAŃ CYFROWYCH
- Wyjątkowa oferta cenowa tylko dla subskrybentów
- Dostęp przez przeglądarkę internetową lub dedykowaną aplikację
- Automatycznie odnawialne zamówienie bez dodatkowych procedur
- Możliwość rezygnacji z subskrypcji w dowolnym momencie
- Ulubione treści zawsze w zasięgu ręki
4.9 zł miesięcznie
Kup teraz