Ale pani jest odważna. Wywiad z Dorotą Pomykałą

Rozmawiała: Agnieszka Litorowicz-Siegert, zdjęcie: Anna Dąbrowska/Van Dorsen Artists

Data publikacji: 14.12.2022

Ale pani jest odważna. Wywiad z Dorotą Pomykałą

Zdjęcie: Anna Dąbrowska/Van Dorsen Artists
Marynarka, spodnie Schumacher, naszyjnik, kolczyki Apart

Tekst ukazał się w magazynie Twój Styl nr 1/2023

Nie mówi o sobie „aktorka”, bo nie gra, ale przed kamerą wydobywa emocje ze swojego wnętrza. Dorota Pomykała ma własną definicję aktorstwa. Na scenie i przed kamerą staje się postacią, którą jej dano. By była przekonująca, daje z siebie tyle, że później leży pod kroplówką. Jednak nie uważa, że żyje pod presją. To jej wybór. Kieruje się zasadą: mogę wszystko, nic nie muszę. Dzięki temu są nagrody: dla najlepszej aktorki w Gdyni i na festiwalu Tribeca w NYC za Kobietę na dachu. Mówią, że nie ma ról dla dojrzałych kobiet. A tu niespodzianka. I sukces.

Mira z filmu – pięćdziesiąt kilka lat, ubrana i uczesana nijak, bez makijażu. Położna. Zaradna pani domu, matka. Już nie kochanka. Z mężem prawie nie rozmawia, więc tajemnicę, która ją zżera, nosi w sobie. Ma dług, bo brała pożyczki. Pewnego dnia zjawia się w banku i ze sfatygowanej torebki wyjmuje kuchenny nóż… Samotna, przezroczysta, chwytająca za serce, desperatka. I z jakiegoś powodu nam bliska.

Twój Styl: Lubi pani swoją bohaterkę?

Dorota Pomykała: Bardzo. Nie mogłam się doczekać, żeby Polacy ją zobaczyli i też polubili. Zachwyciło mnie, że zrozumieli i przytulili ją również Amerykanie. Po seansie w kinie Roberta De Niro spotkałam kobietę, która stała na chodniku i głośno łkała. Podeszłam, jej partner powiedział, że ona jest Polką, ale teraz nie wykrztusi ani słowa. Okazało się, że jej mama przeżyła taką samą historię, jaka przydarzyła się Mirze. Podejrzewam, że wielu ludzi utożsami się z jej przeżyciami. Po pierwszym pokazie w Gdyni napisała do mnie znajoma, charakterna nauczycielka: „Dorota, wcisnęło mnie w fotel, bo zobaczyłam na ekranie siebie”. Jest więcej takich reakcji. Ja lubię Mirę za jej skromność, wyciszenie. Choć ona może niektórych drażnić przez to, że jest pokorna, uległa, nie buntuje się. Nawet mówi cicho.

Na początku filmu nie mówi nic, to też może być irytujące dla widza przyzwyczajonego do kina, w którym „się dzieje”.

A ja uwielbiam takie istnienie w teatrze i w filmie, kiedy nie trzeba się odzywać. Człowiek ma szansę skupienia się na sobie. Jestem towarzyska, lubię rozśmieszać ludzi, ale wolę ich słuchać. Żyć chwilą taką jak teraz, kiedy siedzimy sobie w kąciku kawiarni, rozmawiamy. Fascynuje mnie człowiek, spotkanie. Od dzieciństwa. Kiedy jeździłam z rodzicami na wczasy do Wisły, oni się opalali, a ja rozmawiałam z młodymi kobietami. Ich mężowie grali w karty, a one mi opowiadały o kłopotach. Byłam chyba w ósmej klasie, a zwierzała mi się dojrzała kobieta. Zapytałam poważnie: „A jak pani poznała tego mężczyznę? – No, stałam na brzegu basenu, on mnie popchnął i wrzucił do wody, potem zostaliśmy mężem i żoną”. To mnie ciekawiło. Doradzałam przyjaciółkom starszej o cztery lata siostry, kiedy przeżywały zawody miłosne. Przychodziły z płaczem, siostry nie było w domu, to mówiłam, co mają robić. Szybko zaczęłam myśleć jak dorosła.

Mira, pani bohaterka, jest małomówna, ale sugestywna. W ciszy przeżywa to, co zapewne krzyczy w wielu kobietach samotnych, żyjących w czyimś cieniu. Może dlatego ta historia jest uniwersalna?

Coś jest na rzeczy. Wiele kobiet wciąż żyje, przymuszając się do powinności względem innych. Dbają o wszystkich, tylko nie o siebie. Chociaż pewien dziennikarz, człowiek po trzydziestce, tłumaczył mi, że to się zmienia – w jego pokoleniu mężczyźni stają się partnerami, już nie pytają: w czym ci pomóc, umyć ci naczynia? Bo jak to: „ci”? Jest nasz dom, nasze dziecko, pranie, śmieci. Być może faktycznie zachowania Miry bliższe są kobietom starszym. Ja je rozumiem. Urodziłam się na Śląsku w rodzinie, gdzie mama służyła nam przez całe życie. Na trzy córki i tatę czekał ciepły posiłek, choć wracaliśmy o różnych porach. Mama Stasia wsłuchiwała się przede wszystkim w nasze potrzeby. To film o takich matkach, które nie myślą o sobie. Także młodszych, bo 30-latki też mają w genach zapis, że muszą za wszelką cenę dbać o rodzinę, o męża, który może się znudzić i odejść do innej.

Z tego, co wiem, Ślązaczki – a Mira też nią jest – to kobiety silne, żyjące po swojemu. Z aspiracjami, by rządzić domem, wykazywać się. A mówimy o uległości. Nie ma tu dysonansu?

Od razu przychodzi mi na myśl pewna znajoma ze Śląska. Jej życie jest podobne do życia Miry, ale ona się w nim dobrze czuje. Nakłanianie do buntu prawdopodobnie zgwałciłoby jej naturę. Znam pokorne, ciche, delikatne osoby i wiem, że one chcą tak żyć. To jest wybór każdej z nas. Nie ma czegoś takiego jak „powinnaś”, bo co to znaczy? Każda ma własne pojęcie kobiecości, spełnienia. Kobieta może być usatysfakcjonowana tym, że trzyma rodzinę w garści, w domu jest posprzątane, ugotowane, uprane – na jej modłę. Tak się spełnia i to sprawia jej przyjemność.

Jednak w filmie jest scena poruszająca. Ekstrawertyczna kobieta, z którą Mira dzieli pokój w szpitalu, poucza ją: Ty nie możesz być taka dobra, ty się musisz nauczyć krzyczeć.

Zawsze jest czas na zmiany, to przesłanie tego filmu. U Miry ten proces następuje wolno, delikatnie. Możesz mi zrobić herbaty? – mówi do męża, choć do tej pory tylko ona robiła herbatę. Kobiety potrafią znieść, wytrzymać wiele upokorzeń, wyzysku – w miłości, w przyjaźni, w rodzinie. Ale pewnego dnia granice tolerancji pękają. Kantor mówił, że najgłośniej krzyczy się z dna. W którym momencie zaczyna się proces zmiany? U każdego jest inaczej. Pewnie dlatego, że zmiana nas czasem przeraża. „To może być koniec świata” – myślimy. Miałam koleżankę w teatrze krakowskim. Dyrektor ją zwolnił i wpadła w rozpacz. Dzisiaj jest gwiazdą w Warszawie! Wyszło na dobre, ale nie lubimy tego, co nowe, niepewne.

Pani się zmian nie boi?

Lęków w ogromnej skali nie mam, ale małe czasem tak. Na przykład pokoje hotelowe – wchodzę i od razu muszę jakiś szaliczek zawiązać na wieszaku, do wazonu włożyć gałązkę. Żeby poczuć się pewniej, oswoić miejsce. Przeżywałam wizytę u fryzjera, który miał mi obciąć włosy do ostatniej ro

Pozostało 70% artykułu

Artykuł dostępny tylko dla subskrybentów

Kup subskrypcję, aby mieć dostęp
do wszystkich artykułów miesięcznika Twój Styl

PRENUMERATA AUTOODNAWIALNA WYDAŃ CYFROWYCH

  • Wyjątkowa oferta cenowa tylko dla subskrybentów
  • Dostęp przez przeglądarkę internetową lub dedykowaną aplikację
  • Automatycznie odnawialne zamówienie bez dodatkowych procedur
  • Możliwość rezygnacji z subskrypcji w dowolnym momencie
  • Ulubione treści zawsze w zasięgu ręki

4.9 zł miesięcznie

Kup teraz
Twój Styl

Masz już wykupioną subskrypcję?

Zaloguj się