Przejdź do zawartości

AGATA  KULESZA & AGATA TURKOT | O co walczyć? O SIEBIE!

Rozmawia: Iga Nyc, fotografował: Filip Zwierzchowski

Data publikacji: 16.10.2025

Tekst ukazał się w magazynie PANI nr 11/2025

Agata Kulesza i Agata Turkot. Matka i córka w nowym filmie Wojciecha Smarzowskiego o przemocy domowej. Tej fizycznej, która zostawia ślady na ciele, i psychicznej, która niszczy od środka. „Dom dobry”boli też tego, kto ogląda. Tak bardzo, że aż chciałoby się odwrócić wzrok. I właśnie dlatego trzeba go zobaczyć.

Ten film jest dla niej ważny. Agata Kulesza chciałaby powiedzieć kobietom, że trzeba walczyć o siebie, bo nawet najtrudniejszą bitwę można wygrać. Ona wygrała. I zaczęła nowe, lepsze życie.

PANI: „Gdyby nie ty, tobym poszła na medycynę”. „Idź się kurwić, bo tylko to potrafisz”. Tak pani bohaterka mówi do swojej córki. Niby tylko słowa, ale bolą tak samo jak uderzenia, które Gośce wymierza jej partner. Bo główna bohaterka ucieka z toksycznego domu rodzinnego prosto w ramiona poznanego w sieci Grześka, starszego od niej, wysoko postawionego lokalnego polityka, ale wymarzone wspólne życie szybko zmienia się w koszmar.

AGATA KULESZA: Trzeba to jasno nazwać: przemoc psychiczna to też przemoc. I nie w białych rękawiczkach, jak zwykło się mówić, bo nie zostawia na ciele siniaków. Film opowiada o rożnych typach przemocy - fizycznej, ekonomicznej, emocjonalnej - i pokazuje, jak łatwo wpaść w jej sidła. Każda z nas może stać się ofiarą. Bo choć przemoc nie ma płci, to statystyki pokazują, że najczęściej ofiarami są właśnie kobiety. A osoby takie jak główna bohaterka, które dorastały w ciągłym poczuciu zagrożenia, w dorosłym życiu są jeszcze bardziej narażone na wejście w przemocowy związek. Dla nich to znajomy schemat i brak komfortu paradoksalnie staje się strefą komfortu.

Film Smarzowskiego jest wyjątkowo brutalny w swojej dosłowności. Ale dla mnie bardziej wstrząsający od scen, w których Grzesiek katuje Gośkę, był brak reakcji otoczenia. Przychodzi chwila, kiedy wszyscy domyślają się, co dzieje się za drzwiami tego „dobrego” domu, ale nikt nic nie robi. A może to nie tyle obojętność, ile nieumiejętność odróżnienia konfliktu od przemocy?

Pamiętam sytuację, która przydarzyła mi się pod koniec lat 90. Wysiadłam z metra na stacji Centrum, na murku siedzieli groźnie wyglądający skinheadzi, a kawałek dalej stał niepozorny mężczyzna z dwójką dzieci, które jadły lody. I nagle ojciec uderzył jedno z nich, dziewczynkę, w brzuch. Tak mocno, że aż zgięła się w poł. Zaczęłam krzyczeć, facet ruszył rozwścieczony w moim kierunku i w tym momencie z murka zeskoczyli skinheadzi. Nic więcej nie zrobili, ale on się przestraszył i wycofał. Ta sytuacja uzmysłowiła mi, że nie zawsze agresorem jest ten, który na takiego wygląda, pozory mylą. Potem długo zastanawiałam się, czy postąpiłam właściwie. Bo może ta dziewczynka w domu dostała jeszcze większy łomot za to, jak zareagowałam? Być może wcale temu dziecku nie pomogłam, tylko wręcz przeciwnie... Nikt nas nie uczy, jak mamy się zachowywać jako świadkowie przemocy. I mam nadzieję, że film Wojtka rozpocznie dyskusję na ten temat.

Ofiary często nie mówią o swojej sytuacji, nie proszą o pomoc. Przynajmniej Gośka tego nie robi.

Ustalmy jedną rzecz: dlaczego, nie będąc psychologiem czy terapeutą, w ogóle daję sobie prawo do rozmawiania o tym? Niestety jestem fachowcem. Byłam ofiarą przemocy psychicznej. Wiem, że w przemoc domową wpisana jest izolacja. Zamknięcie w czterech ścianach, odcięcie od rodziny, przyjaciół. Oczywiście nie dzieje się to od razu, ale przychodzi moment, że jedyni ludzie, z którymi spotyka się Gośka, to znajomi Grześka. A w ich oczach on jest fajnym gościem. Może trochę zbyt nerwowym, ale pełnym uroku. Bo oprawcy najczęściej tacy są – charyzmatyczni, czarujący. Dlatego Gośka nie wstanie podczas przyjęcia i nie powie: on mnie bije. Zresztą ofiary przemocy często są zagubione i nie mają świadomości, kiedy kończy się „konflikt małżeński”, a zaczyna podlegające karze przestępstwo, gdzie przebiega granica. Szczególnie w przypadku przemocy psychicznej. Dlatego tak ważne jest, żeby jednak opowiedzieć komuś, co dzieje się w domu. Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że przyjaciele to ludzie, którzy w trudnych sytuacjach pomagają najbardziej. Rozmowa ma terapeutyczną moc. Kiedy u Wojtka Smarzowskiego zagrałam Różę, bardzo dużo kobiet podchodziło do mnie i opowiadało, jak same zostały zgwałcone. Najpierw nie wiedziałam, co ja, aktorka, mogłabym z tym zrobić. A potem zrozumiałam, że one po prostu chcą być wysłuchane.

Najpierw trzeba przełamać wstyd.

Powiedzenie na głos: „Tak, jestem ofiarą przemocy”, wymaga ogromnej odwagi. Ale mogę zapewnić, że warto to zrobić. I że tę walkę, która na początku wydaje się skazana na porażkę, da się wygrać. Chciałabym, żeby kobiety w to uwierzyły i dlatego cztery lata temu wzięłam udział w kampanii „Przemoc to nie tradycja”, w której odważyłam się opowiedzieć o sobie. I wciąż podpisuję się pod tamtymi słowami: „Wiem, że już nie masz siły… Wiesz, czemu wiem? Bo sama byłam ofiarą przemocy psychicznej. Bo usłyszałam od policji: bardzo pani współczujemy, ale nie możemy nic zrobić. Bo spotkałam wielu ludzi dobrej woli, którzy mieli związane ręce przez system. Bo wiem, ile znaczy wsparcie rodziny i przyjaciół, którzy mówią: ≫uciekaj!≪. Ale może ty ich nie masz… Dlatego chcę cię namówić, żebyś nie bała się prosić o pomoc. Chcę ci powiedzieć, że doprowadziłam do skazania prawomocnym wyrokiem człowieka, który dopuścił się przestępstwa wobec mnie. Chcę ci powiedzieć, że możesz mieć nowe życie, pełne szacunku i godności. Chcę ci powiedzieć, że cię wspieram”. To ważne, żeby zawalczyć o siebie, bo oprawca nigdy się nie zmieni.

Niestety zazwyczaj kobiety długo tej walki nie podejmują, tak jak filmowa Gośka. A nawet jeśli od przemocowca odejdą, to najczęściej wracają.

Mnie Gośka momentami irytuje. Mam ochotę potrząsnąć nią i powiedzieć: „Dziewczyno, weź się obudź, zrób coś!”. Przy mojej jednoczesnej pełnej świadomości, że bezwolność ofiar wynika z przekonania, że znalazły się w pułapce bez wyjścia. Teoretycznie wiemy, że słabszych należy chronić, a jednak ten brak reakcji drażni... Dlatego kluczowe jest edukowanie: i samych ofiar, i osób, które mają z nimi kontakt – czy jest to dzielnicowy, czy policja, czy komisja rozpatrująca procedurę niebieskiej karty. Żeby rozumieli np., czemu kobieta jednego dnia składa zeznania, a drugiego wycofuje. A tak wygląda schemat zachowania osoby doświadczającej przemocy. Ona się boi i bardzo wstydzi. Najczęściej nie ma ani wsparcia z zewnątrz, ani pieniędzy na ucieczkę i walkę w sądzie. Zresztą opowiadanie obcym ludziom intymnych szczegółów ze swojego życia jest trudne, a ofiary często są traktowane, jakby to one były podejrzane. Bo może coś sobie wymyśliły, konfabulują, histeryzują. Na szczęście mamy coraz więcej prężnie działających organizacji, takich jak Feminoteka czy Centrum Praw Kobiet, które wykonują niewiarygodną pracę.

Film Smarzowskiego nie pozostawia zbyt wiele nadziei. A pani mówi nie tylko, że od przemocy da się uciec, ale że można zacząć na nowo szczęśliwie żyć. Tylko jak?

To wymaga ciężkiej pracy, ale przychodzi dzień, kiedy słońce zaczyna świecić jaśniej. I mimo rozpaczy zaczynamy znów się śmiać. Pojawiają się duma i zadowolenie z samej siebie. Więc chciałabym powiedzieć wszystkim kobietom, które teraz toczą swoją walkę, że nie są w niej same, że jest nas więcej. Blizny po trudnych doświadczeniach zostają, ale ważne jest, żeby jednocześnie umieć doceniać to, co dobre. Ja się tego nauczyłam. Gdzieś głęboko zawsze będzie we mnie pewien smutek, ale jest też wielka radość. Więc najpierw decyzja, a potem praca nad sobą, również na terapii. Ja dziś mogę z całą pewnością powiedzieć, że już nigdy nie dam przekroczyć swoich granic.

Postać, ktorą gra pani w „Domu dobrym”  jest odpychająca. Starała się ją pani zrozumieć?

Ja każdą moją bohaterkę próbuję w jakiś sposób rozgryźć. Nie muszę jej akceptować czy rozgrzeszać, ale chcę rozumieć podłoże pewnych zachowań. Już wcześniej podczas pracy nad rożnymi rolami zdałam sobie sprawę, że przemoc jest wpisana w ludzką naturę. Nawet dzieci w przedszkolu potrafią być bardzo okrutne. W piaskownicy bez skrupułów zabiorą komuś zabawkę, a potem jeszcze przywalą łopatką w głowę. Ale w procesie socjalizacji uczymy się kontrolować takie instynkty i potem to już od nas zależy, czy damy im dojść do głosu, czy będziemy umieli sobie powiedzieć: „stop”. Bo każdego z nas coś triggeruje, coś wywołuje złość i agresję. I to jest kwestia wyboru, jak na to zareagujemy. Ja np. wiem, że nie chcę karmić mrocznej strony mojej osobowości.

Ponoć trudno wyprowadzić panią z równowagi.

Mam teraz długą cięciwę. Bardzo długą. Niektórzy uważają, że to zamrożenie emocjonalne. Że włożyłam na siebie „kuloodporny” skafander i zapięłam go pod samą szyję. Tylko czy to jest dobrze, czy źle? Sama nie wiem. Mam jednak to szczęście, że jestem aktorką i nawet jeśli duszę w sobie jakieś emocje, to mogę je potem wyrzucić na scenie lub na planie. W ten sposób się oczyszczam i znów idę w jaśniejszą stronę. Bo choć nie mam zbyt dobrego zdania o ludziach i świecie, to cały czas walczę, żeby to zmienić. Chcę stać po stronie piękna, a nie nurzać się w ciemności. Przynajmniej prywatnie, bo w pracy zazwyczaj gram ponure postaci. Najwyraźniej kamera widzi we mnie mrok. (śmiech)

Jan Komasa mówi, że jest pani cyborgiem od grania. Praca to też forma terapii?

Kiedyś byłam cyborgiem, teraz szybciej się męczę. Raz w wywiadzie powiedziałam, że kocham moją pracę, bo wiem, że ona nigdy mnie nie zdradzi. Dzisiaj uważam inaczej: wiem, że to ja siebie nigdy nie zdradzę. Ale mój zawód daje mi ogromną satysfakcję. W cięższych momentach rzeczywiście działa terapeutycznie, bo ustalony rytm dnia, że trzeba wstać, ubrać się, przygotować jedzenie i wyjść do pracy, trzyma w ryzach.

Co jeszcze pomaga?

Nauczyłam się spędzać czas w samotności. Ja się teraz w ogóle ze sobą nie nudzę! Kiedy mam wolny dzień, często wyłączam telefon i nie ma mnie dla nikogo. Mogę wtedy posprzątać dom, a mogę nie sprzątać wcale. Mogę obejrzeć jakiś serial, mogę poczytać książkę, mogę poleżeć i pogapić się w sufit i nikomu nic do tego. Mam wspaniałą córkę, z którą jestem bardzo blisko związana, mam liczne grono przyjaciół, z którymi często się spotykam i regularnie wyjeżdżam, więc moje życie społeczne jest bogate, ale akumulatory najlepiej ładuję, będąc sama. Nauczyłam się też rozpoznawać nadchodzące kryzysy. Wtedy nalewam wody do wanny, robię sesję oddychania albo siadam na moim tarasie i patrzę na rośliny. Na rosnące w doniczkach pomidory, które udało mi się wyhodować, choć nie jestem najlepszym ogrodnikiem. I odzyskuję spokój. A ja go sobie bardzo cenię.

Co go burzy?

Wiem, że jeśli zacznę dzień z telefonem w ręku i przeczytam wszystkie możliwe portale informacyjne, to ten spokój pryśnie. Przebodźcowanie źle mi robi. Dlatego unika pani social mediów? Mam prywatne konto na Facebooku z grupką bliskich znajomych w kontaktach, więc posiadam dostęp do tej gazetki ściennej, ale sama bardzo rzadko cokolwiek publikuję. Natomiast Instagram bojkotuję, bo nie interesuje mnie życie innych jako rolka. Czuję w tych „kontentach” fałsz. Nagrywanie, co i gdzie jem na obiad, jak mój pies biega, jak mój pies się cieszy, jak leżę w łóżku, jak wstaję z tego łózka, gdzie spędzam wakacje. To nie dla mnie. Jednocześnie boję się, że jeśli założyłabym konto, to mogłabym wpaść w jakąś bezmyślną fazę scrollowania i prostackiego podglądania. A nie chcę tego. Denerwuje mnie myśl, że to zabrałoby mi mój cenny czas, który i tak pędzi jak szalony.

Ponoć kiedyś walczyła pani z telefonami komórkowymi na planach filmowych. Zdarzało się nawet, że przerywała pani ujęcia, gdy widziała kogoś z nosem w ekranie. A jak jest teraz?

Już się poddałam, bo wiem, że tej walki nie wygram. I nawet sama, kiedy czuję potrzebę, żeby się wyłączyć, wyciągam smartfona i gram w sudoku. Wtedy świat zewnętrzny przestaje

Pozostało 70% artykułu

Artykuł dostępny tylko dla subskrybentów

Kup subskrypcję, aby mieć dostęp
do wszystkich artykułów miesięcznika Pani

PRENUMERATA AUTOODNAWIALNA WYDAŃ CYFROWYCH

  • Wyjątkowa oferta cenowa tylko dla subskrybentów
  • Dostęp przez przeglądarkę internetową lub dedykowaną aplikację
  • Automatycznie odnawialne zamówienie bez dodatkowych procedur
  • Możliwość rezygnacji z subskrypcji w dowolnym momencie
  • Ulubione treści zawsze w zasięgu ręki

4.9 zł miesięcznie

Kup teraz

Masz już wykupioną subskrypcję?

Zaloguj się